Marek Nowocień

 

Polski Ruch Przyjaciół Indian wczoraj, dzis i jutro

 

Referat na sesję popularnonaukową "Indianie i Indianiści",

wygłoszony (ze skrótami) 19.01.2003 w Muzeum Etnograficznym w Warszawie

 

Część III

 

Funkcjonująca, zwłaszcza w początkowym okresie, głównie w oparciu o indywidualne przyjaźnie oraz kontakty korespondencyjne i osobiste sieć wymiany indiańskich (i indianistycznych) informacji i materiałów skupiała się w rękach - i domach - tzw. "wodzów okręgowych", czyli kilkunastu osób najlepiej znających miłośników Indian w swoim regionie i dysponujących największymi w danym okresie możliwościami zbierania i przekazywania informacji oraz organizowania lokalnych spotkań. Osoby te zmieniały się stosunkowo często, a w miarę wzrostu liczebności i form działania Ruchu ciężar obowiązków w zakresie organizowania i koordynowania bieżącej działalności przenosił się z pojedynczych osób na liderów kształtujących się stopniowo grup regionalnych i tematycznych, szefów lokalnych klubów i przywódców nieformalnych stowarzyszeń. To właśnie ci liderzy "średniego pokolenia" indianistów odgrywają decydującą rolę we współczesnym Ruchu, kształtują jego podstawowe nurty, podejmują kluczowe decyzje na spotkaniach, spotykają się w Radach Zlotów i wytyczają kierunki rozwoju PRPI.

Do połowy lat 80. - w erze poprzedzającej powszechniejszy dostęp do kserowgrafów i komputerów - znaczna cześć obiegu informacji w PRPI odbywała się za pośrednictwem tradycyjnej korespondencji oraz podczas bezpośrednich spotkań zainteresowanych. Tłumaczenia z takich cenionych wówczas indiańskich pism, jak wydawany przez plemię Mohawków "Akwesanse Notes", czy drukujący nauki Plemienia Niedźwiedzia "Many Smokes", a także fragmenty co ciekawszych książek przepisywano pracowicie ręcznie lub z pomocą maszyn do pisania. Do absolutnej rzadkości należały materiały powielane "podziemnymi" metodami i nic dziwnego, że dopiero po roku 1980 - po części na fali solidarnościowej "odwilży" - pojawiły się pierwsze nieśmiałe próby tworzenia indianistycznych gazetek. Ani jednak wydawany od jesieni 1981 r. z inicjatywy rzepińskiej grupy "Catawba" kwartalnik "Kinaalda" (dwa numery), a jego rok późniejsza mutacja "Nasz Głos", sygnowana już przez młodszą pokoleniowo rzepińską grupę "Candu" (również dwa numery), ani wreszcie toruńskie "Echa Indiańskiej Solidarności" z tego samego mniej więcej okresu nie miały warunków do trwalszego i szerszego zaistnienia w środowisku ówczesnych polskich przyjaciół Indian i dziś pozostają jedynie bibliofilskimi efemerydami, świadczącymi o tradycjach wydawniczych i przebytej przez Ruch długiej drodze.

Dopiero latem 1985 r., podczas IX zlotu na suwalszczyźnie, Wiesław Karnabal, zwany w Ruchu "Niedźwiedziem", Marek Maciołek i Marek Nowocień postanowili rozpocząć wspólne redagowanie i rozpowszechnianie kwartalnego Pisma Przyjaciół Indian "Tawacin" (co w języku lakotów miało oznaczać "dążenie, pragnienie wiedzy, mądrość"). Kierowany najpierw - na mocy koleżeńskiej umowy - przez Niedźwiedzia, a następnie przekształcany stopniowo przez Marka Maciołka w coraz bardziej profesjonalny i przyzwoity edytorsko magazyn, "Tawacin" stał się z czasem (od 1992 roku już jako wydawane oficjalnie czasopismo) jednym z najtrwalszych i najwyżej cenionych osiągnięć w dorobku ludzi z PRPI. Do końca 2002 roku wydanych zostało 60 numerów tego kwartalnika (64 strony formatu A5 z kolorową okładką i wkładką) i blisko 30 zeszytów tematycznych z serii "Biblioteka Tawacinu" (głównie przekłady współczesnych poetów indiańskich). Prowadzone jednoosobowo przez Marka Maciołka, Wydawnictwo "TIPI" od dłuższego czasu poszukuje formuły pozwalającej mu na stabilne funkcjonowanie na szerszym, niż tylko środowisko PRPI, forum i ma na swoim koncie zarówno współpracę z wieloma tubylczymi autorami oraz polskimi i zagranicznymi badaczami Indian, jak i wydanie wielu ważnych i ciekawych "indiańskich" przekładów oraz książek rodzimych autorów. Do złożonego z trójki założycieli kwartalnika zespołu redakcyjnego dołączył kilka lat temu dr Mariusz Kairski z poznańskiego UAM, a wśród stałych współpracowników "Tawacinu" są tacy - w większości wywodzący się z PRPI autorzy - jak: Roman Bala, Marek Cichomski, Mirosław Dunin-Sulgostowski, Maja Fenrych-Majewska, Dariusz R. Kachlak, Arkadiusz J. Kilanowski, Waldemar Kuligowski, Maciej Lewandowski, Beata Skwarska, Aleksander Sudak i Andrew J.R.Wala z USA. Zainteresowanym bliżej historią i zawartością kwartalnika "Tawacin" oraz profilem i ofertą Wydawnictwa "TIPI" można polecić jego internetową witrynę http://www.tipi.pl.

Zachęceni dobrym przykładem "Tawaciniu" - a czasem być może także rozczarowani nieco jego niewielką w końcu objętością i nacechowanym preferencjami wydawcy i autorów profilem - do redagowania i dystrybucji własnych gazetek przystąpili pod koniec lat 80. i w latach 90. kolejni uczestnicy PRPI. Od 1990 do 2000 roku ukazywał się redagowany dość systematycznie i na dobrym poziomie (m.in. przez Leszka i Sławomira Michalików, Mirosława Dunin-Sulgostowskiego, Pawła Głogowskiego, Macieja Janowskiego i Arkadiusza J. Kilanowskiego) Biuletyn Sztumskiego Koła Zainteresowań Kulturą Indian "Kayas ochi" (ogółem 50 zeszytów formatu A5 tego, poświęconego - w przeciwieństwie do "Tawacinu" - głównie tradycyjnej kulturze i duchowości Indian pisma). Autorskim pomysłem Marka Nowocienia, redagowanym w pierwszej połowie lat 90. "z niewielką pomocą przyjaciół", był zwięzły comiesięczny "Biuletyn Informacyjny PSPI" (w sumie 38 wydań z lat 1992-96). Z kolei Marek Cichomski z Kalisza w drugiej połowie lat 90. "filtrował" pracowicie i samodzielnie (z techniczą pomocą Błażeja Powroźnika) informacje do poświęconego głównie ciekawostkom z Ziemi Indian i wydarzeniom w PRPI miesięcznika "Na tropie" (ogółem 40 cienkich zeszytów formatu A5 z lat 1995-2000), a następnie połączył swe siły i bogate archiwum domowe z autorami wydawanego na Śląsku od 1993 roku bardziej zróżnicowanego tematycznie biuletynu "Wabeno" (do tej pory ponad 40 zeszytów formatu A5, przygotowywanych m.in. przez Rafała Kisielewskiego i Janusza Wencla).

Wymienionym wyżej publikacjom oraz rozmaitym innym pismom, gazetkom i fanzinom wydawanym bardziej lub mniej systematycznie i profesjonalnie przez różne grupy, kluby i pojedyncze osoby z kręgu PRPI można by poświęcić (i poświecono już zresztą - patrz praca magisterska Sylwii Roszko "Działalność wydawnicza Ruchu Przyjaciół Indian w Polsce" z 2001 roku) odrębne analizy. "Absaroka", "Hoćoka", "Pohikeri", "Huillimapu", czy "Heyoka" to tylko niektóre z krążących obecnie (lub do niedawna) w nieoficjalnym hobbystycznym obiegu, a tworzonych w domowych warunkach i powielanych na ksero pisemek, z których nieliczne zapewne są w stanie przetrwać próbę czasu, ale które niewątpliwie wnoszą swój cenny wkład w poszerzanie wiedzy i aktywizowanie kolejnych środowisk i pokoleń polskich indianistów. Nawet dziś, w dobie internetu, trudno sobie bez nich wyobrazić obieg informacji, wymianę zdań i rozwój całego Ruchu.

Potrzeba utrzymywania całorocznych kontaktów, docierania do nowych źródeł wiedzy o Indianach, rozwijania własnych zainteresowań i dzielenia się swoimi osiągnięciami istniała w Ruchu od zawsze. W połowie lat 80. atrakcyjnym uzupełnieniem i pewną przeciwwagą dla letnich zlotów stały się zimowe sesje popularnonaukowe, organizowane przez pierwsze trzy lata (1984-86) w Warszawie, a następnie przez kilka kolejnych lat w poznańskim Klubie "Orbita". Sesje PRPI umożliwiały kontakt hobbystów i domorosłych badaczy Indian z niezbyt licznymi, lecz wartymi przecież poznania przedstawicielami polskich środowisk naukowych, od nieco innej strony poznającymi Indian obu Ameryk. Zapraszani na sesje etnologowie, socjologowie, historycy, dziennikarze i podróżnicy prezentowali młodym indianistom swoje dokonania i możliwości profesjonalnego rozwoju amatorskich zainteresowań, przedstawiciele ruchu (aktywni w większości do dziś) wygłaszali odczyty poświęcone interesującym ich problemom (od indiańskiej poezji i literatury, przez rozmaite aspekty tradycyjnych tubylczych kultur, aż po współczesną problematykę społeczno-polityczną), a wieczory i całe nieraz noce poświęcano na oglądanie rzadko wówczas dostępnych filmów dokumentalnych i fabularnych o Indianach, spotkania integracyjne i rozmowy o kondycji i przyszłości Ruchu. Ostatnią z imprez popularnonaukowych była sesja zorganizowana 10.12.1992 roku w warszawskim Muzeum Niepodległości w ramach obchodów 500-lecia kolonizacji Ameryki (m.in. z udziałem prof. Ewy Nowickiej), a rok później, we wrześniu 1993 roku, odbyła się jeszcze muzyczno-filmowa sesja w Chodzieży, złożona z prezentacji niedostępnych wówczas w Polsce indiańskich filmów i nagrań muzyki elektronicznej, przywiezionych prosto z USA przez osiadłego tam od 1992 roku indianisty i biegacza Jacka Piwowskiego oraz wystawy fotografii z piętnastoletniej historii zlotów PRPI.

Mniej więcej w tym samym okresie, w którym zorganizowano pierwsze sesje popularnonaukowe PRPI, uczestnicy ruchu zaczęli brać też udział w podobnych spotkaniach i konferencjach zagranicą. W marcu 1986 r. trzech warszawskich studentów z Ruchu (Roman Bala, Witold Jacórzyński i Dariusz Wołowski), przygotowujących się do wspólnej wyprawy do Meksyku, wzięło udział najpierw w poświęconej temu krajowi sesji etnograficznej na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie w międzynarodowej sesji amerykanistycznej w Budapeszcie. Na przełomie sierpnia i września tego samego roku Roman Bala gościł wraz z doc. Ewa Nowicką w Wiedniu, u czołowego europejskiego badacza Indian, prof. Christiana F Feesta z tamtejszego Muzeum Etnograficznego (tam też poznał kilku członków austriackiej grupy poparcia dla Indian, co zaowocowało m.in. późniejszymi wyjazdami polskich indianistów na tzw. Euromeetingi). Jednak udział indianistów w tego typu konferencjach i tak krajowych, jak i zagranicznych sesjach naukowych, należał raczej do rzadkości.

Skromna w drugiej połowie lat 90. - przynajmniej w zestawieniu z licznymi imprezami o bardziej popularnym i ludycznym charakterze - aktywność intelektualna uczestników Ruchu budziła czasem obawy i rozterki. Jak napisał w "Tawacinie" (nr 41/1998) krytyczny wobec wielu zjawisk w Ruchu Marek Maciołek: "Z niepokojem patrzę na kierunek rozwoju polskiego ruchu indianistycznego, gdyż zaczyna w nim dominować zabawa i naśladowanie Indian. To dlatego nasze zloty cieszą się ostatnio takim powodzeniem (wystarczy zobaczyć jak nas widzą redaktorzy pism, zamieszczających relacje zlotowe, no i te tytuły!), bo mamy coraz więcej tipi i strojów, a od lat nie zorganizowano żadnej sesji naukowej, co zaburzyło dawne proporcje w poznawaniu kultur indiańskich (zimą spotykamy się na wykładzie, latem w lesie)." Kolejnych kilka lat potwierdziło niepokoje związane z brakiem profesjonalnych prezentacji intelektualnego dorobku PRPI. Dopiero zwołana inicjatywy Arkadiusza J. Kilanowskiego w styczniu 2003 roku w Muzeum Etnograficznym w Warszawie - i dedykowana pamięci Indiańskiej Babci - sesja "Indianie i indianiści" (oraz wystawa rzemiosła i fotografii) ma szanse stać się udaną próbą ożywienia tej właśnie aktywności i dobrych tradycji dawnych sesji (a także warszawskich przeglądów filmowych Przemysława Bartuszka z połowy lat 90.). Jednak obawy zatroskanego o obecną kondycję i kierunek rozwoju PRPI szefa "Tawaciniu" - i poniekąd sumienia Ruchu - są nadal aktualne i zasługują na uwagę.

Zbliżoną do sesji PRPI, lecz dostępną dla mniej licznego grona polskich indianistów, formą międzynarodowych dorocznych spotkań były pod koniec lat 80. i w latach 90. tzw. Euromeetingi, czyli europejskie konferencje grup poparcia dla Indian. Organizowane co roku w innym mieście Europy Zachodniej konferencje poświęcone były współczesnej sytuacji społeczno-politycznej oraz bieżącym problemom Indian obu Ameryk. Euromeetingi umożliwiały spotykanie się działaczy europejskich grup i organizacji poparcia dla Indian z indiańskimi delegatami, przyjeżdżającymi na posiedzenia Komisji Praw Człowieka ONZ i Grupy Roboczej ds. Tubylczej Ludności (WGIP) w Genewie, ułatwiały też europejskim grupom pro-indiańskim wymianę informacji i koordynowanie planów wspólnych akcji.

Kilkuosobowe zwykle delegacje PRPI (a później zarazem członków władz PSPI) uczestniczyły w większości z jedenastu Euromeetingów, począwszy od wyjazdu Przemysława Pastewskiego w 1988 r. na IV tego typu spotkanie w Sztokholmie i pierwszego autostopowego (!) wyjazdu trzech polskich indianistów (Romana Bali, Marka Nowocienia i Jerzego Tołłoczki) za "żelazną kurtynę" na V konferencję w Zurychu w 1989 r., przez europejskie podróże Wiesława Kołeczka, Romana Bali i innych indianistów, aż do ostatniego - póki co - Euromeetingu w Berlinie w 1997 r. oraz genewskich sesji WGIP w latach 1998-99 (z udziałem dawnej biegaczki i działaczki Polskiej Grupy Poparcia Leonarda Peltiera, a ostatnio tłumaczki, autorki i współpracowniczki "Tawacinu" Beaty Skwarskiej). Wyjeżdżający tam uczestnicy Ruchu brali aktywny udział w debatach grup roboczych, sygnowali oficjalne dokumenty i deklaracje, przywozili do kraju najświeższe informacje, materiały i nowe - podtrzymywane nierzadko do dziś - kontakty z zagranicą oraz dzielili się wykorzystywanymi później w działalności wspierającej Ruchu doświadczeniami grup europejskich.

Udział ludzi z PRPI w Euromeetingach był jedną z wielu form prowadzonej w ramach Ruchu działalności wspierającej tubylcze społeczności i poszczególnych Indian obu Ameryk. Od listów Indiańskiej Babci i jej istniejących po dziś dzień - i korespondujących z indiańskimi więźniami - następców (i następczyń), przez zbierane od pierwszego do ostatniego zlotu petycje w sprawie uwolnienia tubylczego więźnia sumienia Leonarda Peltiera (i inne akcje koordynowane do pewnego stopnia przez członków powołanej w połowie lat 90. nieformalnej Polskiej Grupy Poparcia Leonarda Peltiera), aż po okazjonalne uliczne manifestacje pod placówkami dyplomatycznymi USA i Kanady, i setki listów ze zbieranymi w szkołach, na uczelniach, w rodzinach i na ulicach podpisami Polaków w obronie krzywdzonych Indian z obu Ameryk - polscy indianiści niejednokrotnie dawali dowód swej świadomości, wdzięczności, odwagi oraz wyczulenia na ludzką krzywdę i niesprawiedliwość. I choć może daleko jeszcze ludziom z PRPI do form działania i osiągnięć części ich odpowiedników z Europy Zachodniej, to o problemach Indian wielu ludzi z Ruchu nie boi się mówić głośno, przekonująco i kompetentnie podczas spotkań z przedstawicielami mediów, władz i instytucji, które ich zdaniem mogłyby uczynić coś dobrego dla poprawy losu Indian w różnych krajach.

Uczestnicy Ruchu byli też od zawsze inicjatorami i organizatorami akcji pomocy charytatywnej dla Indian szczególnie potrzebujących lub poszkodowanych. Już na pierwszych zlotach gromadzono m.in. przybory szkolne dla dzieci z indiańskich szkół przetrwania, później zbierano m.in. dary dla ofiar trzęsienia ziemi w Meksyku (inicjatywa tzw. grupy sztumskiej), wysyłano leki do misji i placówek organizacji humanitarnych w Amazonii, a ostatnich latach - zabawki dla indiańskich dzieci oraz ciepłą zimową odzież dla Indian z najbiedniejszych w USA rezerwatów Pine Ridge i Rosebud (z inicjatywy Dariusza Kachlaka, Alicji Sordyl i Jamesa Robideau z Dakota Youth Project). Niektóre z tych odruchów serca spotykały się ze obojętnością, zdziwieniem, niezrozumieniem, lub nawet uśmiechem politowania - czasem także wśród innych uczestników Ruchu (świadczyć to może o konieczności dalszych publicznych dyskusji na temat najlepszych celów, form i motywów tego typu działań). Większość z nich była jednak reakcją na zgłaszane przez Indian potrzeby, bodaj wszystkie spotkały się z gestami wdzięczności i wyrazami podziękowania od samych obdarowywanych, a to chyba najlepiej świadczy o tym, na ile dana forma pomocy okazywała się - w konkretnym czasie i miejscu - trafna i skuteczna.

Sami Indianie nie raz zwracali uwagę na to, że jedną z najlepszych form pomocy dla nich jest możliwie pełne i rzetelne informowanie społeczeństwa o dotyczących ich sprawach. Z tych pobudek, ale także z własnych pasji i innych potrzeb wielu ludzi z Ruchu od zawsze angażowało się w rozmaite działania edukacyjne (prelekcje, wystawy i pokazy w szkołach, domach dziecka, bibliotekach i domach kultury, indiańskie gry i zabawy na Dzień Dziecka, wystawy rękodzieła i fotografii w muzeach i galeriach, prezentacje podczas "Przystanku Woodstock" czy Andyjskiej Fiesty, wzbogacanie o elementy indiańskie zlotów harcerskich i ekologicznych , imprez typu country & western, spotkań miłośników koni czy psów zaprzęgowych). Wielu też sięgało po pióro, a dziś - sięga po klawiaturę i myszkę. W dorobku takich znanych ludzi z Ruchu jak Marek Maciołek, Leszek Michalik, Marek Nowocień, Beata Skwarska czy Aleksander Sudak znajdziemy liczne, nierzadko pionierskie w naszym kraju, przekłady dawnej i współczesnej indiańskiej literatury i poezji, publikowane po polsku w książkach, antologiach i artykułach prasowych, a także szereg publikacji o charakterze informacyjnym i publicystycznym.

Równocześnie z pojawianiem się pierwszych pisemek "do użytku wewnętrznego" Ruchu, niektórzy ich autorzy zaczęli publikować pierwsze własne artykuły i przekłady w rozmaitych czasopismach ogólnopolskich i lokalnych. Bywały to ciekawostki i teksty o charakterze ogólnym, informacje o sprawach aktualnych oparte na doniesieniach prasy indiańskiej i innych materiałach z zagranicy, polemiki i uzupełnienia do tekstów innych autorów, tłumaczenia indiańskiej poezji (jak np. nowatorski cykl przekładów z komentarzami Marka Maciołka i Marka Nowocienia w "Radarze" z 1986 roku), czy wreszcie opisy bieżącej działalności lokalnych grup i indianistów. Tak liczba, jak i wartość poznawcza takich tekstów prasowych, opublikowanych w Polsce w ostatnim ćwierćwieczu, jest trudna do oceny. W kolejnych latach pojawiają się one coraz liczniej i w coraz bardziej prestiżowych tytułach ("Gazeta Wyborcza", "Wprost", rozmaite tytuły naukowe).

W dorobku ludzi związanych w różny sposób z PRPI znajdują się też coraz liczniejsze autorskie prace o tematyce indiańskiej. Są wśród nich m.in. będąca efektem pionierskiej wyprawy do Meksyku książka Witolda Jacórzyńskiego i Dariusza Wołowskiego "Porywacze dusz" (1995), mówiące wiele o kulturze i duchowości Indian książki Leszka Michalika ("Tylko ziemia przetrwa...", "Indianie obu Ameryk", "Język gestów Indian Ameryki Pn." i "Wojownicy gwiaździstych tarcz"), unikalne na polskim rynku wydawniczym opracowanie historyczne Arkadiusza J. Kilanowskiego ("Współcześni Indianie Stanów Zjednoczonych"), niedawno wydany tom Marka Hyjka o życiu rodzinnym Indian Ameryki Północnej ("Za ścianą wigwamu"), poświęcone historycznym bitwom z udziałem Indian książki prawnika i historyka-amatora Jarosława Wojtczaka ("Meksyk 1847", "Quebec 1759" i "Big Hole 1877") oraz prace największego w Polsce kolekcjonera książek o historii Indian Ameryki Północnej, etnografa i gawędziarza, tłumacza, pisarza i krytyka, Aleksandra Sudaka z Kościerzyny ("Leksykon 300 sławnych Indian", "Komancze - Władcy Południowych Równin", "Paunisi - nieszczęśliwy lud równin"). Choć różnie można oceniać wartość merytoryczną czy edytorską poszczególnych pozycji, to zdecydowana większość z nich dobrze świadczy o wiedzy autorów i potencjale środowiska, w którym powstawały. Nikt dokładnie nie wie, co jeszcze kryją szuflady tych i innych pasjonatów i profesjonalistów, którzy swe nazwiska zawdzięczają po części także Ruchowi.

Osobną grupę publikacji związanych z PRPI stanowią prace naukowe napisane na różnych wydziałach i uczelniach zarówno przez uczestników Ruchu zajmujących się Indianami, jak i przez indianistów i nie-indianistów analizujących z różnych stron fenomen samego Ruchu. Trudno byłoby w tej chwili opracować wykaz wszystkich takich prac powstałych w ostatnim ćwierćwieczu w całej Polsce, bowiem niemal co roku na zlotach pojawiają się kolejne osoby studiujące, badające, analizujące i opisujące pod różnym kątem działania polskich indianistów i powiększa się także grono byłych i obecnych uczestników Ruchu robiących kariery naukowe (Alicja Froń, Bartosz Hlebowicz, Marek Hyjek, Magda Krysińska-Kałużna, Waldemar Kuligowski, Małgorzata i Janusz Mieczkowscy, Andrzej Romanowski, Stanisława Stachniewicz czy Kacper Świerk). Jeśli dodać do tego pokaźny wybór lepszych i gorszych materiałów prasowych, radiowych i telewizyjnych poświęconych w minionych latach PRPI jako całości lub poszczególnym jego uczestnikom i działaniom (istnieje kaseta z audycjami radiowymi z okresu 500-lecia kolonizacji Ameryki, zachowała się audycja radiowa z 1980 roku z udziałem Indiańskiej Babci Stefanii Antoniewicz, istnieją nagrania z licznych talk-show, reportaże ze spotkań z Indianami, zlotów i innych publicznych imprez z udziałem indianistów), to można z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż obszar ten pozostaje bardzo atrakcyjnym i niemal niewyczerpanym tematem do odrębnych badań i poszukiwań, a jakakolwiek próba bliższego jej scharakteryzowania nie mieści się w ramach niniejszej pracy.

Chociaż Polski Ruch Przyjaciół Indian jako całość był i wciąż pozostaje środowiskiem nieformalnym, to w jego ramach i na jego obrzeżach powstawały rozmaite bardziej lub mniej trwałe organizacje i struktury formalne. Początkowo były to głównie lokalne kluby i koła miłośników kultury Indian przy szkołach i domach kultury oraz drużyny harcerskie i skautowskie, a w późniejszym okresie także np. zespoły folklorystyczne, grupy ekologiczne i różne formy działalności gospodarczej związanej z indiańskimi zainteresowaniami. Nieco bardziej zwykle zaawansowane organizacyjnie od PRPI środowiska harcerskie i ekologiczne (np. HROŚ z Orzysza, ruch "Wolę Być", czy krakowskie 'Zielone Brygady") były zresztą tradycyjnie dość blisko związane z niektórymi ludźmi z kręgu PRPI, w różnych okresach zarówno dostarczając, jak i odbierając Ruchowi członków i sympatyków, oraz przejmując wzajemnie swe pomysły i formy działania.

Choć PRPI jako całość nie miał nigdy wyraźnego oblicza politycznego, a dyskusje na tematy polityczne należały raczej do rzadkości, to niektórzy uczestnicy Ruchu w różnych okresach poszukiwali możliwości szerszego działania i sojuszników dla swoich bieżących działań indianistycznych zarówno w oficjalnych strukturach władzy i organizacjach (choćby w Stowarzyszeniu Polska-Ameryka Łacińska, czy Ogólnopolskim Komitecie Pokoju), jak i na drodze osobistych kontaktów z działaczami podziemnej "Solidarności" i innych środowisk alternatywnych. Brak dziś realnych podstaw do stwierdzenia, czy kłopoty np. ze zorganizowaniem I ogólnopolskiego zlotu już w roku 1976, lub brak zgody na publiczne zgromadzenie (czyli zorganizowany ostatecznie nieformalnie VI zlot PRPI w Sztumie) w 1982 roku, wynikały z szerszego kontekstu politycznego, czy też bardziej z typowo lokalnych obaw i układów. Z perspektywy lat można uznać, iż kontakty z rozmaitymi władzami i instytucjami (zwłaszcza przed rokiem 1989) były zwykle mało zachęcające i niezbyt istotne dla całości Ruchu (choć można przypuszczać, iż skutkowały one także incydentalnymi przypadkami bliższego zainteresowania różnych instytucji państwowych "podejrzanym" zapewne z różnych względów środowiskiem polskich indianistów).

Najważniejszą bodaj próbą przeniesienia i rozwinięcia niektórych form działalności Ruchu na płaszczyźnie formalnej było zarejestrowanie w 1990 roku Polskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Indian. Powstałe z inicjatywy części działaczy Ruchu, PSPI skupiło w pierwszej połowie lat 90. około pięćdziesięciu osób z całej Polski, w większości dotychczasowych uczestników Ruchu, dysponujących wiedzą, doświadczeniami i kontaktami, które trudno było im wcześniej w pełni wykorzystać w ramach działań nieformalnych. Członkowie zarejestrowanego najpierw w Białymstoku, a następnie przeniesionego do Warszawy PSPI (kierowanego przez Zarząd Główny początkowo z Markiem Nowocieniem, a następnie Markiem Długoszem na czele) nakreślili przed sobą cele dość szerokie i ambitne - być może zbyt ogólne i zbyt ambitne, jak na skromne możliwości materialne, finansowe i organizacyjne, jakimi dysponowali, nie prowadząc w praktyce stałej działalności gospodarczej. Do statutowych celów PSPI należało:

Pierwszym, największym bodaj i najważniejszym, przedsięwzięciem w historii PSPI było zorganizowanie latem 1990 roku kilku polskich etapów (ze Zgorzelca do Ogrodnik) tzw. "Świętego Biegu" - międzynarodowego biegu sztafetowego z Londynu do Moskwy, zorganizowanego z inicjatywy i z udziałem Indian przy wsparciu sieci europejskich grup poparcia dla Indian. "Święty Bieg" popularyzował idee wzajemnego zbliżenia ludzi różnych kultur i religii oraz życia w pokoju i harmonii ze środowiskiem naturalnym. Dla uczestników Ruchu stał się okazją do pierwszego na taką skalę w Polsce kontaktu ze współczesnymi Indianami i ich sympatykami z innych krajów, do zweryfikowania organizacyjnej i ideowej dojrzałości środowiska polskich indianistów, a także do publicznego zaistnienia w kraju i w Europie.

Nawiązane podczas "Świętego Biegu - Europa '90" kontakty zaowocowały w kolejnych latach uczestnictwem sporej grupy polskich indianistów w innych indiańskich biegach i marszach. Polacy, Indianie i członkowie innych narodów biegali wspólnie i poznawali się wzajemnie m.in. w 1991 roku w "Świętym Biegu" przez Kanadę i pierwszej części "Biegu na Rzecz Ziemi i Życia" z Polski przez Republiki Bałtyckie i Rosję do Tybetu, w 1992 roku w "Biegu dla Ziemi" w Niemczech i "Świętym Biegu" z Alaski do Arizony, w 1994 roku w środkowoeuropejskim "Biegu Przyjaźni Narodów", w 1995 roku w "Świętym Biegu" przez Japonię, w 1996 roku w "Biegu Wolności dla Leonarda Peltiera" z Góry Św. Anny na Opolszczyźnie do genewskiej siedziby ONZ w Szwajcarii i w 1997 roku w "Świętym Biegu" na Wyspach Brytyjskich.

Krótsze, jednodniowe biegi oparte na indiańskich wzorach organizowano także w Polsce, m.in. w sierpniu 1991 roku po XV Zlocie w Chodzieży (był to prolog do zorganizowanego przez Skyhawka biegu przez Republiki Bałtyckie), w kwietniu 1992 roku ("Bieg Solidarności z Tubylczymi Narodami Ameryki", zorganizowany dla ok. 30 biegaczy przez Krzysztofa Mączkowskiego oraz PSPI na trasie z Muzeum im. A. Fiedlera w Puszczykówku do Konsulatu USA w Poznaniu), w październiku 1992 roku wokół ambasad USA i Kanady w Warszawie, w czerwcu 1997 roku z Góry Św. Anny do Zdzieszowic (w rocznicę wyruszenia stamtąd "Biegu Wolności" do Genewy), w sierpniu 2000 roku podczas III "Indiańskiej Fiesty" w Gołuchowie oraz na kilku z ostatnich zlotów (w tym tzw. "biegi Apaczów" z wodą w ustach).

Tacy ludzie z PRPI jak Jacek Piwowski, czy Roman i Zdzisław Bala dołączyli z czasem do grona znanych i cenionych w latach 90. tzw. "Long Distance Indian Runners". Niektórzy inni (jak Joanna Lewicka czy Ilona Goryńska) wykorzystali swoje biegowe kontakty i doświadczenia podczas studiów na wydziałach etnologii czy anglistyki, a jeszcze inni (jak Jacek Piwowski czy Bartosz Stranz) przedłużyli swoje kontakty z mieszkańcami Ziemi Indian, pozostając tam dłużej i stając się kolejnymi łącznikami między współczesnymi Indianami a ich przyjaciółmi w Polsce. Tradycja biegania "po indiańsku" była podtrzymywana także w Polsce rozmaitymi krótszymi biegami okolicznościowymi, m.in. podczas niektórych działań publicznych ludzi z Ruchu (1991-92) i w trakcie zlotów, a do kolejnej tego typu kilkudniowej imprezy zachęca latem roku 2003 lub 2004 grupa biegowych weteranów z Markiem Kabatem na czele. Jeśli bieg taki dojdzie do skutku, to być może zakończy się on na którymś z następnych zlotów PRPI.

 

Pokaż część I * Pokaż część II * Początek części III * Pokaż część IV

...wszelkie uwagi, komentarze i uzupełnienia mile widzianie...

Text Co. Marek Nowocień (Cień) 2003