XXIV Zlot PPRI - ocena aktywnego uczestnika

 

W dniach od 28 lipca do 6 sierpnia 2000 roku w okolicach Drzewoszewa, nad Jeziorem Betyń Wielki, odbył się XXIV Zlot Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian. Organizatorem Zlotu był tym razem Jacek "Gawron" Gawroński z Piły. Ze swoich obowiązków wywiązał się znakomicie. A oto jego zasługi:

  1. Teren obozowiska położony był na tyle daleko od osiedli ludzi miejscowych, że problem wzajemnych uciążliwości lub konfliktów praktycznie nie istniał. Niedaleki ośrodek w Drzewoszewie był najbliższą ostoją cywilizacji, zapewniając niezbędne niektórym udogodnienia typu prysznic, czy telefon. Czyste, ogromne i przepiękne Jezioro Betyń Wielki, tworzące wraz z leśną otuliną rezerwat przyrody, a także bliskość obfitujących w grzyby, owoce leśne i dzikiego zwierza (w tym bieliki i żubry!) lasów oraz sucha, nie podmokła polana, cechowały otoczenie Zlotu. Interesujący przyrodniczo teren dawał alternatywne możliwości spędzenia czasu w stosunku do tego, co działo się w samym obozowisku. A przecież prawdziwie bliskie obcowanie z przyrodą jest jednym z podstawowych elementów indiańskich kultur.
  2. Zapewnione było wystarczające zaplecze socjalne Zlotu. Przenośne toalety (6 sztuk na ok. 500 osób) były zodziennie opróżniane i czyszczone. A jeśli bywały brudne i ktoś ma o to pretensje, to niech się zastanowi - do kogo i ewentualnie zapłacze nad bezsilnością w tejże kwestii. Kultury ludzi w ubikacji nie da się skontrolować, można jedynie o nią apelować. Woda pitna dowożona była beczkowozem regularnie, z jednym tylko wyjątkiem, kiedy dostawca nie wywiązał się ze swego obowiązku, a załatwienie nowego zajęło Gawronowi sporą część upalnego akurat dnia. W poblizu beczkowozu znajdowała się prowizoryczna umywalnia - żaden luksus, ale przynajmniej niezbędne minimum. Było też wyznaczone miejsce do składowania śmieci, a w regulaminie Zlotu znalazła się prośba o częściową segregację i "kurczenie" plastikowych butelek. Drewno opałowe było dowożone mniej regularnie, niz woda, ale można było korzystać do woli z leżącego w lesie posuszu. Droga przeciwpożarowa była zawsze przejezdna i w razie jakiegokolwiek wypadku (tfu!) spełniłaby swoją funkcję. Także ogrodzony parking był zawsze przejezdny i dostatecznie duży.
  3. Zlotowa "faktoria", prowadzona przez Niedźwiadka z ekipą, spełniała w tym roku dobrze funkcje sklepu spożywczego, położonego na uboczu baru piwnego, a także skromnej jadłodajni z kilkoma pysznościami (pewnego popołudnia był nawet gulasz z żubra!)
  4. Teren Zlotu rozpoczynał się bramą z dysponującymi regulaminem wartownikami. Problem wszędobylskich zwykle turystów rozwiązany został przez wprowadzenie opłaty za zwiedzanie obozu (4 zł) pod opieką wcześniej wyznaczonych przewodnków i opiekunów. Pieniądze trafiały do oprowadzających i na prezenty dla dzieci.
  5. Obecność mediów sprowadzono do minimum. Nielicznych zaproszonych dziennikarzy Gawron mógł łatwo kontrolować i pokierować nimi tak, by nie przeszkadzali ludziom w wypoczynku.
  6. Z własnej inicjatywy, za cenę amortyzacji sprzetu, Gawron udostępnił zlotowiczom dwa kanu z niezbędnym ekwipunkiem oraz tipi do wykorzystania przez bezdomnych, co bardziej leniwych lub ograniczonych czasowo zlotowiczów. Było też nagłośnienie z agregatu prądotwórczego, m.in. dla tancerzy tańca trawy i do ładowania "komórek".
  7. Wzdłuż głównej drogi obozowej zorganizowano pasaż handlowy. Bezpłatną zgodę od organizatora uzyskiwało się po zapoznaniu go z przedmiotem handlu.
  8. Powołano nową policję obozową, złożoną z członków Stowarzyszenia Kangi-Yuha. W jej skład weszło kilku doświadczonych członków pełniącego dotychczas rolę zlotowej służby porządkowej Stowarzyszenia Kościanego Gwizdka i kilka nowych osób.
  9. Podstawą działania obozowej policji był regulamin Zlotu, stworzony przez organizatora w oparciu o wcześniejsze przemyślenia Rady Zlotu i zbierane długo wcześniej opinie aktywnych uczestników PRPI. Pomysł stworzenia regulaminu jest optymalną formą ustalenia niby znanych, lecz nigdy wcześniej nie spisanych praw i obowiązków uczestników Zlotu. Zdaję sobie sprawę z tego, że regulamin tegorocznego Zlotu mógł być daleki od doskonałości, jest jednak pierwszym, siedmiomilowym krokiem w kierunku uporządkowania istniejącego chaosu i stworzenia powszechnie znanych i respektowanych zasad zlotowych.

Tak wygląda z grubsza moja ocena działań i inicjatyw samego organizatora. Teraz pora na podsumowanie pracy tzw. funkcyjnych stowarzyszeń zlotowych:

Kangi-Yuha, czyli Stowarzyszenie Posiadaczy Wron jest grupą wywodzącą się z tradycji lakockich. Na Zlocie z Drzewoszewie z woli organizatora pełniło służbę policyjną zamiast Stowarzyszenia Kościanego Gwizdka. Swoje działanie Kangi-Yucha oparło przede wszystkim na spisanym przez Gawrona regulaminie zlotowym, którego przestrzeganie starało się egzekwować od wszystkich (!) uczestników Zlotu, jednocześnie samemu go respektując. Także doświadczenia Kościanego Gwizdka nie poszły w zapomnienie - z jego osiągnięć i błędów Kangi-Yuha wysnuło wnioski co do własnego postepowania. Patrole policyjne były wystarczająco częste, aby wykryć większość naruszeń zasad obowiązujących w obozie. Ich 24-godzinne warty trwały nieprzerwanie dzień i noc od rozpoczęcia do zakończenia Zlotu, co dało się odczuć z jednej strony w spokojnej atmosferze podczas Zlotu, a z drugiej - w nocy z piątku na sobotę, po oficjalnym zakończeniu Zlotu, kiedy to Kangi-Yuha zdało służbę i w całości poszło bawić się do faktorii. Wkrótce zewsząd dały się słyszeć różnego rodzaju pieśni, piosenki, wycia i ryki - tak mało wspólne z indiańskim światem. A do tego huk petard, blask lampionów i niezbyt trzeźwi ludzie, z trudem szukający po całym obozie drogi do swojego tipi lub namiotu i nawiedzający zaskoczonych mieszkańców w ich własnych domach.

Jakże inna była ta noc w porównaniu ze spokojnymi nocami zlotowymi, wolnymi od powyższych ekscesów, dźwięku kong i innych instrumentów "o natarczywym i agresywnym brzemieniu" (cytat z regulaminu), bez pijackich awantur i innych ciemnych stron niejednego Zlotu. Było to zasługa kilkunastu osób, które poświęciły dużą część swojej energii i czasu na Zlocie, aby reszta mogła wypocząć za siebie i ... za nich. Pomijając zwykłe indywidualne działania policjantów, prowadzące do utrzymania porządku i spokoju w obozie, grupowe działania Kangi-Yuha sprowadziły się do kilku interwencji, w tym usunięcia z terenu Zlotu dwóch delikwentów - jednego za bycie pod wpływem narkotyków, drugiego - za notoryczne zakłócanie ciszy nocnej i publiczą obrazę interweniujących członków stowarzyszenia. Było też kilka fałszywych alarmów, ale jak to się mówi - lepiej na zimne dmuchać, niż oparzyć się przez nieostrożność i lekceważenie.

Do ważnych zadań Kangi-Yuha należało konsekwentne usuwanie z kręgu tipi ludzi z otwartym alkoholem przy sobie oraz wyznaczenie na polu namiotowym miejsc na ogniska (poczatkowo pięciu, a w miarę przybywania kolejnych namiotów - trzech następnych). Policja konsekwentnie i szybko uzgadniała z właścicielami kwestię ich ukochanych czworonogów, które ze względów bezpieczeństwa nie powinny biegać luzem po obozie. Po pewnej kontrowersyjnej akcji zniknął też problem samochodów stojących nie na wyznaczonym obok obozu parkingu, lecz na polu namiotowym i w kręgu tipi. Dla odróżnienia od innych uczestników Zlotu obozowi policjanci nosili przy sobie pęki wronich piór i tradycyjnie używali do porozumiewania się kościanych gwizdków. Pękiem wronich piór oznaczone były też tipi policjantów, a pełniąc służbę, nosili oni czarny poziomy pas wymalowany na twarzy poniżej oczu i nigdy (!) nie byli pod wpływem alkoholu.

Stowarzyszenie Strażników Ognia choć młode, także działało bez zarzutu. Ogień w głównym palenisku tlił się przez cały czas zlotu, nawet podczas nagłej ulewy. Straznicy z poświęceniem dbali, by nie wygasł w najtrudniejszych nawet warunkach i by buchał pełnym płomieniem, kiedy była taka potrzeba. Strażnicy ognia obojga płci (oznaczeni na twarzy czerownym poziomym pasem) różnymi sobie tylko znanymi sposobami potrafili zadbać, by przy centralnym ognisku nie zabrakło cennego drewna. Z pomocą Kangi-Yuha pilnowali, by nikt nie zbezcześcił głównego ogniska, wrzucając do niego jakieś śmieci. Wymyślali też własny ceremoniał dla swojego stowarzyszenia, a żagiew ze zlotowego ognia postanowili przechować do przyszłorocznego spotkania.

Stowarzyszenie Obwoływaczy jest najstarszym z funkcjonujących na zlotach stowarzyszeń funkcyjnych - teraz juz z sześcioletnim stażem. Działa sprawnie, choc liczy tylko czterech stałych członków. Obwoływacze starali się na czas, głośno i treściwie obwieścić wszystkie zlecone przez organizatorów lub osoby indywidualne ogłoszenia. Czynili to sumiennie, pomimo rozległości tegorocznego obozu i często nader symbolicznego wynagrodzenia, które w założeniach miało być wyrazem szacunku dla ich wysiłku i okazją do wykazania się przez innych hojnością właściwą prawdziwym indiańskim wojownikom.

Enigmatyczne dotychczas ciało zlotowe, jakim jest Rada Zlotu, tym razem także w sposób znaczący przyczyniło się do jego powodzenia. Radę tworzą ludzie o różnym wieku i charakterze, ale z dużym lub średnim doświadczeniem zlotowym, aktywnie działający w Ruchu i reprezentujący różne grupy indianistyczne lub zainteresowania różnymi aspektami indiańskiego świata. Z pewnością nie jest to "kółko wzajemnej adoracji", a zdanie Rady jest wyważoną wypadkową bardzo zróżnicowanych zdań indywidualnych. Konkretnie, Rada Zlotu zorganizowała kilka ważnych punktów programu, w tym spotkania z przedstawicielami grup i stowarzyszeń, mające zapoznać wszystkich zainteresowanych uczestników Zlotu z ich propozycjami i sugestiami. Celem tych inicjatyw było stworzenie pozytywnego bodźca, napędzającego program zlotowy i zadanie to zostało zrealizowane. Były też inne działania Rady, mające bardziej długofalowy charakter i powiedzieć o nich więcej będzie można dopiero na następnym Zlocie. Póki co, ustalająca m.in. organizatora i ogólne zasady przyszłych zlotów, Rada Zlotu pozostaje w znacznym stopniu tajemnicza, niewidzialna i bezosobowa. Na razie!

Dopiero przy tak stworzonych - i wyżej opisanych - warunkach prawdziwie kulturalnego i dobrze zorganizowanego życia obozowego mógł się rozwijać bez większych przeszkód jakże ciekawy i bogaty program największego tegorocznego spotkania polskich indianistów. A program Zlotu w Drzewoszewie to już temat na podobnej objętości wywód.

Giweyo (dziękuję)!

Paweł "Wilk" Wolak

członek zlotowej policji Kangi-Yuha

przywódca Stowarzyszenia Obwoływaczy

uczestnik obrad Rady Zlotu