Vine Deloria, Jr. - o tym i owym ;)


- o wyjątkowości obecnego społeczeństwa:

Większość Amerykanów nie zatrzymuje się, by spoglądnąć wstecz na wydarzenia ostatnich dwustu lat, które uczyniły nasze społeczeństwo i czas wyjątkowymi. Wraz z triumfem darwinowskiej ewolucji jako uznawanego wyjaśnienia początków naszej Ziemi – a w zasadzie całego wszechświata – staliśmy się pierwszym społeczeństwem ludzi, którzy akceptują czysto mechaniczne początki samych siebie i całej tej obfitości życia, które znajdujemy na planecie Ziemia. Nauka mówi nam, że cała ta panorama życia, nasze najgłębsze doświadczenia, nasze najbardziej ukochane idee i emocje sa jedynie rezultatem szczęśliwej kombinacji aminokwasów, które połączyły się miliardy lat temu i że nasze najgłębsze doświadczenia są zwykłymi impulsami elektrycznymi będącymi logiczną konsekwencją tego pierwszego wypadku. Kiedy bronimy tego punktu widzenia, stajemy samotni wobec zbiorowej pamięci i mądrości wszystkich innych społeczeństw. Bronimy naszego stanowiska, oskarżając naszych przodków i istniejące społeczności plemienne o bycie przesądnymi i ignorowanie rzeczywistych przyczyn organicznej egzystencji. Czy naprawdę mamy podstawy do tego przekonania?


- o znaczeniu ustnej tradycji:

Nie-zachodnim, plemiennym odpowiednikiem nauki jest tradycja ustna, lekcje przekazywane z pokolenia na pokolenie przez niezliczone wieki. Tradycja ustna jest luźnym zbiorem materiału anegdotycznego, który – wzięty razem – wyjaśnia naturę fizycznego świata doświadczanego przez ludzi i ważne wydarzenia z ich historycznej podróży. Stary Testament był kiedyś tradycją ustną, dopóki nie został spisany. Sagi i eddy tworzą część europejskiej tradycji ustnej. Ze względu na zainteresowanie duchowością ustnym tradycjom Indian przypisano ostatnio pewną romantyczność i w rezultacie część ludzi zaczęła wierzyć, że tradycje ustne odnoszą się tylko do kwestii religijnych. Taki opis nie jest prawdą. Większość indiańskich tradycji dotyczy raczej zwykłych spraw, takich jak rośliny, zwierzęta, pogoda i wydarzenia z przeszłości, które nie mają charakteru religijnego.

Dopóki indiańskie plemiona i – szerzej – inne ludy plemienne były zdominowane przez inwazję kolonizujących je narodów zachodnich, tradycji ustnej nie traktowano jak zwyczajnej informacji o dawnych wydarzeniach, ale jak szczegółową wiedzę o ptakach, zwierzętach, roślinach, tworach geologicznych i religijnych doświadczeniach danej grupy. Czasem wizje różnych plemion pasowały do siebie, opisując pewne wydarzenie, doświadczenie lub warunki, a czasami – nie.

Starszyzna plemienna nie martwiła się tym, że ich wersja stworzenia była całkiem inna, niż scenariusz przekazywany przez sąsiednie plemię. Ludzie wierzyli, że każde plemię ma własny szczególny związek z wyższymi siłami duchowymi, które rządzą wszechświatem. Zadaniem każdego plemienia było pozostać wiernym temu szczególnemu powołaniu bez martwienia się o to, co robią inni. Plemienna wiedza to nie fragmentaryczne dane ułożone zgodnie z racjonalną spekulacją. To wyciąg z pamięci Ludu, opisujący wydarzenia, których doświadczył i ziemie, na których żył. Black Elk dobrze wyjaśnił tę metodologię Johnowi Neihardtowi: “Tak mówią i nie wiem, czy tak było, czy nie; ale jeśli się nad tym zastanowisz, to zrozumiesz, że to prawda”. Ludzie czuli, że tradycja ustna jest poważna. Była to wiedza - i nawet najbardziej nieprawdopodobne jej aspekty mogły być uważane za prawdziwe.


- o roli teorii o Cieśninie Beringa:

Może się wydawać, że wystarczająco długo zastanawiałem się nad pochodzeniem człowieka, eliminując w rezultacie teorę o Cieśninie Beringa jako możliwe wyjaśnienie sposobu zasiedlenia Półkuli Zachodniej przez Indian i że poświęcenie dłuższego czasu na to jest zbyteczne. Nic nie jest dalsze od prawdy. Większość Amerykanów nie dostrzega związku między rozmaitymi teoriami naukowymi ani nie rozumie, że zmiana lub upadek jednej ważnej doktryny naukowej wymaga istotnego dostosowania wszystkich innych doktryn, których słuszność opierała się na niej. Dlatego ludzie akceptujący ideę, że przestarzałe wyjaśnienia ewolucji człowieka uległy zasadniczym zmianom będą nadal trzymać się teorii Cieśniny Beringa, mimo iż jest to wielka niekonsekwencja.

Teoria ta ma ścisłe związki z bieżącą polityką, które sprawiają, że wielu ludziom trudno się z nią rozstać. Żywe jest wciąż znaczne poczucie winy w związku ze sposobem, w jaki Europejczycy najechali i zasiedlili Półkulę Zachodnią. Pięć stuleci brutalności odcisnęło się na świadomości, a to z kolei zrodziło dwa przekonania służące do usprawiedliwiania tej przykrej historii. Ludzie chcą wierzyć, że Ameryka była pustym, niezagospodarowanym żyznym obszarem czekającym na wzięcie pod uprawę zgodnie ze świetymi nakazami Boga. Cała półkula należała więc do tego, kto mógł uwolnić ją ze stanu dzikości. Przekonaniu temu towarzyszy idea, że Indianie nie byli pierwotnymi mieszkańcami Półkuli Zachodniej, ale późnymi przybyszami, którzy ledwie rozpakowali się, zanim Kolumb zapukał do drzwi. Jeśli Indianie przybyli kilka wieków wcześniej to nie mieli prawdziwych praw do ziemi, których nie mogłoby ich pozbawić europejskie odkrycie. Aleś Hrdlićka ze Smithsonian Institute poświęcił życie na dyskredytowanie wczesnego zasiedlenia Ameryki Północnej a całe pokolenie naukowców, strachliwie naśladujących mistrza, wolało raczej odrzucać twierdzenia kolegów, niż urazić potężnego badacza. Ostatecznie, kłopotliwe odkrycie, że w zachodnich stanach występują obficie groty kultur Clovis i Folsom, zmusiło do przyznania, że Indianie mogli pobić Kolumba o ładnych kilka stuleci. Poglądy te mają znaczny wpływ na to, jak nie-Indianie postrzegają roszczenia wysuwane przez Indian.


- o obwinianych za wyginięcie mamutów:

Dobrym sposobem testowania teorii jest sprawdzenie, co mówią o niej naukowcy, gdy dyskutują na inny temat i tylko wspominają ją marginesowo. Gdyby zapytać obrońców Cieśniny Beringa, czy na Syberii byli ludzie w okresach między zlodowaceniami, kiedy mogli wędrować bez zamarznięcia na śmierć lub wpadnięcia w szczeliny lodówca, to zapewniano by nas, że brzegi Syberii pełne były myśliwych gotowych do drogi. Ale wyobraźmy sobie, że pytamy jedynie o życie na Syberii w tym okresie. Zobaczmy, co naukowcy mówią o Syberii, gdy nie myślą o teorii Cieśniny Beringa.

Kazimierz Kowalski i N. K. Wereszczagin to dwaj znani badacze europejscy specjalizujący się w Europie Wschodniej i Rosji ery plejstocenu. Rozważając, czy paleomyśliwi wybili mamuty na Syberii, Kowalski napisał, że “mamuty prawdopodobnie nigdy nie były głównym pożywieniem grup ludzkich a ślady ludzkiej kolonizacji Syberii są w tym czasie rzadkie”. Mówimy więc o niewielkiej jedynie grupie ludzi na Syberii, a co dopiero o ich podróży na Alaskę. A takie grupki trudno uznać za zagrożenie dla mamutów czy innej megafauny.

Garstka ludzi żyjących wówczas na Syberii nie miała tendencji do migrowania z zachodu na wschód poprzez górskie grzbiety i niedostępne wyżyny. Spędzali raczej czas na wędrówkach z północy na południe i z powrotem, podążając za zwierzyną pasącą się sezonowo tam, gdzie pogoda była znośna. Ponieważ ci ludzie mieli zwierzyny pod dostatkiem, nie musieli wybijać żadnego z gatunków. Nie mieli też powodu do zbierania swoich rzeczy i przenoszenia się w niegościnne górskie rejony, gdzie trudniej byłoby polować a trawożernych ssaków byłoby znacznie mniej.


- o słoniach i Indianach

A co ze świadectwami ludzi dotyczącymi megafauny? Oto mamy bardzo kontrowersyjny temat, bowiem naukowa doktryna sugeruje, że megafauna została zniszczona tak dawno temu, że żadne społeczeństwo ludzkie nie może tego pamiętać. Nawet opowieści zachodniego społeczeństwa o potworach i smokach nie dopuszcza się jako możliwych wspomnień o megafaunie. Większość archeologów i antropologów automatycznie odrzuca tradycje ludów nie-zachodnich dotyczące naturalnego świata i ich doświadczeń w tym świecie jako przesądy niewarte uwagi. W efekcie, trudno jest przedłożyć dowody z ustnej tradycji, które mogłyby zapewnić wymaganą identyfikację.

Gdzie więc zdobyć przekonujące dowody, że niektóre indiańskie narody posiadały wiedzę o niktórych gatunkach megafauny? Siuksowie znaja konstelacje gwiezdną, którą nazywają “Włochaty Słoń”. Biorąc pod uwagę, że pułapka na mamuty w Hot Springs, w Dakocie Południowej, która dostarczyła sporą ilość szkieletów, znajdowała się w sercu ziem Siuksów, istnieją podstawy do przypuszczeń, że nazwa tego gwiazdozbioru odzwierciedla wspomnienia i życiowe doświadczenia tego ludu związane z mamutami.

Jednak w ogóle bardzo trudno jest odnaleźć tradycje mówiące o tych stworzeniach, bowiem Indianie mają inne sposoby opisywania niezwykłych zwierząt, które nie zawsze odpowiadają takiemu opisowi, który naukowcy i badacze uznaliby za trafny.

Wiele opowieści ze wschodnich lasów opisuje wielkie stworzenie jako ogromnego łosia, niedźwiedzia, bizona czy łosia, a nie jako mamuta i nie da się powiedzieć, czy Indianie mówili o megafaunie, czy tylko o przerośniętym i robiącym wrażenie przedstawicielu któregoś z gatunków współczesnych. Cechą charakterystyczna tytch bestii, niezaleznie od pochodzenia plemiennego, jest to, że zwsze mówi sie o nich jako o drapieżnikach. Na przykład Siuksowie i Szejenowie opisują swojego wielkiego bizona jako mięsożercę i nacisk na to stale drażni osoby usiłujące doszukiwać się sensu w tradycji. Czasem jednak indiańskie opowieści są tak drobiazgowe w szczegółach, że nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do tego, o jakich doświadczeniach mówią.


- o wędrówce koni, wielbłądów i bizonów:

Czytałem pewnego popołudnia popularne opracowanie historyczne Donalda Worstera Dust Bowl, gdy natrafiłem na następujący fragment: “Konie i wielbłądy rozpoczęły swój żywot 45 milionów lat temu na trawiastych równinach Ameryki Północnej, migrując następnie przez pomost lądowy Beringii do Azji. Tę samą trasę – tylko w przeciwnym kierunku – przebył w epoce lodowcowej bizon, odkrywając krainę, w której mógł się rozwijać.” Z pewnością nie chciałbym kwestionować lub podważać badać Worstera ani jego naukowej reputacji, ale wydaje mi się niewiarygodne, aby dwa trawożerne zwierzęta, bardzo dobrze przystosowane do trawiastych równin Nebraski i Kansas, nie mogły się tam rozwijać i musiały pakować manatki i przenosić ku północy w coraz chłodniejszy klimat, gdzie trawy jest niewiele, w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia.

Nie potrafię sobie wyobrazić tysięcy, czy nawet milionów koni i wielbłądów walczących o pokonanie Gór MacKenzie'go, czy tłoczących się na Przełęczy Skagway, przekraczających pomost lądowy a następnie z tuzin koniecznych do przebycia dzikich grzbietów górskich, by wreszcie odnaleźć dom w stepach Azji. Czy dla potrzeb migracji nagle zmieniły swoją dietę z trawy na korę drzew i tundrę, lub ciągnęły ku azjatyckim stepom w jakiejś mistycznej wizji?

Migracja bizonów, zdaniem pewnych naukowców, jest dużo bardziej wiarygodna. Już to sobie wyobrażam. Bison bison i Pani Bizon pasą się spokojnie w Azji środkowej, nie troszcząc się o świat, gdy nagle widzą spacerujące obok konie i wielbłądy – zapewne w drodze do Egiptu. Bystry Bison bison zwraca się do Pani Bizon i oznajmia radośnie: “Kochanie, czy zdajesz sobie sprawę, że w Kansas i Nebrasce otwarła się właśnie nisza dla zwierząt trawożernych?” Całe stado jest bardzo podniecone tą perspektywą pomimo tego, że na amerykańskich równinach pasą się już gigantyczne Bison taylori i Bison latifrons.

Wieść obiega Azję środkową i wkrótce cały gatunek Bison bison decyduje się przekroczyć Cieśninę Beringa, wiedząc doskonale, że szlak został już wytyczony przez wielkie stada koni i wielbłądów, które przebyły go wcześniej w przeciwnym kierunku. Bison bison jest szczęśliwy, bo Cieśninę Beringa przekraczają także Indianie i wszystko jest już gotowe pod wielki Amerykański Zachód za 12000 lat, gdy Indianie Równin będą polować na bizona i sprzedawać jego skóry zaś Buffalo Bill zyska sławę dzięki niemal całkowitej jego eksterminacji.


- o Indianach i naukowcach:

Indianie przez całe stulecie walczyli o wyłonienie się spod brzemienia antropologicznych definicji, które z indiańskich społeczności czyniły często zwykłe laboratoria eksperymentów politycznych i społecznych. Naukowcy często krytykują zażarcie tych indiańskich adwokatów, którzy kwestionują te eksperymenty i wyrażają własne poglądy, ścierające się z akceptowaną ortodoksją i wygodnymi interpretacjami naukowców na temat ludów plemiennych. W rzeczywistości, niektórzy badacze stają się w pewnym sensie rywalami Indian wierząc, że jeśli badali jakieś plemię, to wiedzą o nim więcej, niż którykolwiek z jego członków. Niedawne ograniczenia nałożone na badania antropologiczne oraz uchwalenie ustawy o repatriacji szczątków ograniczyło ostatecznie stopień eksploatacji Indian przez naukowców, ale z pewnością jej nie wyeliminowało.


- o pochodzeniu człowieka:

Mająca pretensje do uczciwości “nauka” powinna porzucić swe pretensje do posiadania absolutnej wiedzy na temat początków człowieka i zacząć poszukiwać innych sposobów wyjaśnienia, które mogłyby obejmować tradycje i wspomnienia ludów nie-zachodnich.

Problem początków człowieka jest niezwykle ważny dla tubylców Ameryki Północnej nie tylko ze względu na ewentualny związek czerwonej rasy z innymi gałęziami gatunku ludzkiego, ale też z uwagi na możliwość dostarczenia jasnego i sensownego obrazu tego, jak powstał nasz gatunek. Problem polega przede wszystkim na tym, że na Półkuli Zachodniej nie odkryto żadnych pozostałości szkieletu Neandertalczyka. I nie znaleziono żadnych śladów innych dawnych stworzeń. Ponieważ amerykańscy antropologowie i archeologowie wyznają przestarzałą interpretację dziejów człowieka, która uznaje Neandertalczyka za poprzednika Człowieka z Cro-Magnon, to musi to oznaczać, że Indianie są na tej półkuli niedawnymi przybyszami i musieli czekać (przynajmniej zdaniem naukowców), aż Neandertalczyk przekształci się w Człowieka z Cro-Magnon a potem – na stosowną epokę lodowcową, by kontynent północnoamerykański mógł połączyć się z Azją.


- o grzechach środowiska akademickiego:

Często czytamy gazetowe opisy nowych teorii naukowych. Zbyt często nauczono nas wierzyć, że nowe odkrycia są udowodnionymi faktami a nie spekulatywnymi przypuszczeniami w dziedzinie zdominowanej już przez ortodoksyjne doktryny. Dość często opisy gazetowe zawierają zwrot “większość badaczy zgadza się” mający przekonać przeciętnego człowieka, że setki naukowców szczerze i z oddaniem zbadały problem, osiągnęły konsensus i wierzą, że teoria jest wiarygodna.

Nic dalszego od rzeczywistości. Jest bardzo prawdopodobne, że garstka ludzi przeczytała naukowy artykuł lub usłyszała o nim, a ponieważ napisał go “odpowiedzialny naukowiec” - nie odważyła się go skrytykować. Ale przed kim odpowiada odpowiedzialny naukowiec? Nie przed opinią publiczną, nie przed nauką, historią, czy antropologią, lecz przed grupką podobnie usytuowanych ludzi, którzy będą wydawać opinie na temat finansowania jego badań, przyznawać nagrody cenione w każdej dyscyplinie i pisać listy wychwalające jego postępy. Jeśli “naukowiec” nie mówi o swojej konkretnej dziedzinie, to bardzo możliwe, że na dany temat wie nie więcej, niż każdy przeciętnie oczytany śmiertelnik.

Ponieważ jest możliwe, że jakaś prestiżowa osobistość zdominuje dziedzinę badaną przez strachliwych ludzików usiłujących bronić swojego statusu, to niektóre obszary “nauki” od dziesięcioleci nie notują postępu a niektóre doktryny naukowe nie mają żadnych innych korzeni, poza tradycyjnym miejscem w intelektualnej strukturze dyscypliny. Od ponad stu lat naukowcy określali nieznane zachowania zwierząt jako “instynkt”, co oznaczało tylko tyle, że nie znali procesów reakcji. I instynkt był uzasadnioną naukowo odpowiedzią na tę ważną kwestię. Podobnie “ewolucja” służy za przykrywkę licznych grzechów akademickich.


- o wiarygodności indiańskich opowieści

Wierzę, że Indianie byli tu “od początku” i zachowali wspomnienie traumatycznych katastrof kontynentalnych i planetarnych, zapamiętując informacje w postaci opowieści świadomie skonstruowanych tak, by jednocześnie przechowywać i zabawiać. Kiedy odwiedzisz jakiegoś starca, to często możesz usłyszeć opowieści o Kojocie, Iktomi czy Napi, które przedstawiane są w taki sposób, by nie tylko cię poinformować, ale i sprawdzić. Ale jeżeli starzec uzna, że jesteś poważny, lub że już wiesz coś o ukrytej wiedzy, to pochyli głowę na chwilę, odetchnie głębiej i zacznie opowiadać ci to, czego jego lud uczył od tysięcy lat, przedstawiając tak wiernie jak to tylko możliwe dosłowny opis wydarzenia. Ten typ informacji nie jest powszechnie dostępny dla badaczy, którzy dostali stypendium na wakacyjne badania i zamęczają ludzi pytaniami o to co wiedzą. A to, że jakaś konkretna opowieść nie ujrzała światła dziennego przed dziesiątkami lat w pracy jakiegoś zachodniego badacza nie powinno dyskredytować jej prawdziwości.


Wszystkie cytaty na podstawie Red Earth. White Lies. Native American and the Myth of Scientific Fact, Fulcrum Publishing, Golden, Colorado, 1977


część wykorzystano w “Tawacinie” nr 72 (4/2005)


tłum. Marek Nowocień