Tawacin” nr 68 [zima 2004]

Zwierzenia Cienia

161. Zawsze miałem się za domatora, a jednak padłem ofiarą “szlaku pow-wow”. Już ładnych parę lat temu ktoś zauważył, że w naszym indianistycznym kalendarzu praktycznie nie ma miesiąca bez jakiejś większej - zazwyczaj ogólnopolskiej i do tego cyklicznej – imprezy dla ludzi z kręgu Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian. A jeśli dodać do tego spotkania grup lokalnych, klubów i stowarzyszeń oraz indianistyczne występy, warsztaty i ceremonie (a jest ich z pewnością wiele), to bez problemu większość weekendów można spędzać na Indiańskiej Ścieżce, “szlaku pow-wow”, czyli - mówiąc po ludzku - poza domem. Napisałem “bez problemu”? Oczywiście nie biorąc pod uwagę ograniczonych zwykle zasobów portfela i równie ograniczonej z reguły cierpliwości rodziny. A jednak wielu z nas nie potrafi żyć inaczej...

162. Z mojego punktu widzenia stary i nowy rok mogą wyglądać podobnie. Styczeń to tradycyjnie udział wielu z nas w akcjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W lutym - zimowe pow-wow w Międzychodzie. W marcu sam od lat organizuję Zimowe Spotkania w Srebrnej Górze i mimo ich wad co roku pytają o nie kolejni zainteresowani. W kwietniu rusza sezon na “indiańskie wioski” i jeśli tylko mamy jakś indianistyczny dorobek, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie liczył na naszą pomoc. Zaraz potem - kolejne pow-wow, ( w minionym roku – majowe w Żurominie, w tym – kwietniowe w Uniejowie) a do tego - lub zamiast – jakaś inna “specjalistyczna” okazja do spotkania się w pełen imprez majowy weekend (iluż z nas wspomina majówki w Lubiatowie czy Ostrowcu?). W czerwcu uaktywniają się uczniowie i studenci, co skutkuje kolejnymi “inauguracjami sezonu” wakacyjnego – w moim wypadku od trzech lat w Międzygórzu pod Śnieżnikiem. Wręcz nie ma szans, by nie załapać się na którąś nich – oczywiście, jeśli wcześniej nie utknęło się w jakimś sknsenie... Lipiec to skupienie myśli na imprezie wciąż dla nas najważniejszej – ogólnopolskim Zlocie PRPI. Dla wielu to nawet kilka tygodni wyjętych z życiorysu – na ostatnie przygotowania, nadrabianie zaległości i uzupełnianie braków, na spotkania przed- i pozlotowe, wreszcie – na sam Zlot, zazwyczaj już w pierwszym tygodniu sierpnia.

163. Mimo zlotu wiele osób nie wyobraża sobie końca wakacji bez jeszcze jednego spotkania w indiańskich klimatach. W ubiegłych latach były to np. Indiańskie Fiesty w Gołuchowie, w tym roku – być może pierwsze letnie pow-wow w Gliśnie. Wrzesień to w ostatnich dwóch latach wielkie Festiwale Archeologiczne w Biskupinie (czy w tym roku także - nie wiadomo), ale i lokalne “zakończenia sezonu” w mniejszych, dobrze zgranych kręgach. Październik to najwyższy czas na zamykanie ostatnich sezonowych “wiosek indiańskich”, bo już w listopadzie pora na jesienne pow-wow w Katowicach (a każde przynosi coś nowego, nie tylko dla miłośników indiańskiej muzyki i tańca). Poźniej gorący sezon komercyjnych i towarzyskich imprez andrzejkowo-mikołajkowych, sesje naukowe i wreszcie kameralne spotkania świąteczne i sylwestrowe szaleństwa – wszystko to z nieodłącznymi akcentami indiańskimi

164. Jak z powyższego wynika - nie trzeba być artystą folklorystycznej grupy, gwiazdą kolorowych magazynów ani nawet weteranem PRPI, aby mieć dość pokus i pretekstów, by – jak niemało współczesych Indian - zatracić się “na szlaku pow-wow”. A stąd już tylko krok do problemów z funkcjonowaniem w “nieindiańskim” świecie (może dlatego tylu - i tam i tu – bezrobotnych?). O ile jeden wyjazd mniej lub więcej niewiele zmienia, to wybór – “bywać albo nie bywać” – jest już wyborem drogi życiowej, o poważnych zwykle konsekwencjach. “Szlak pow-wow” wciąga. Jego “ofiary” - takie jak ja - są na każdym z naszych spotkań. Tymczasem równie dobrym – choć przecież zupełnie innym – indianistą można też być nie ruszając się z domu. Nie ważne - czy z wyboru, czy z konieczności. Oczywiście osiadły tryb życia i związana z nim izolacja też rodzi określone – lepsze i gorsze - skutki. Większość z nas ma jeszcze czas na zastanowienie, jaką drogę wybrać. Ważne, byśmy potem na tej naszej drodze nie zapędzili się za daleko od innych. Może zdążę pomyśleć o tym, zanim ruszę na kolejne spotkanie...

Marek Nowocień