[tekst powstał latem 2000 roku]

Dekada Biegaczy

(1990 - 2000)

10 lat temu, na przełomie sierpnia i września 1990 roku, gościliśmy w Polsce niezwykłą grupę Indian z Ameryki Północnej i ich przyjaciół z Ameryki, Azji i Europy, uczestników Świętego Biegu Na Rzecz Ziemi i Życia - Europa '90. Przez trzy miesiące przebiegli oni w prowadzącej z Londynu do Moskwy sztafecie ponad 10000 kilometrów, a w ciągu ośmiodniowego pobytu w Polsce ponad 80 biegaczy - w tym ok. 30 Indian z różnych plemion - pokonało liczącą 1150 km trasę ze Zgorzelca przez Jawor, Wrocław, Gliwice, Oświęcim, Kraków, Częstochowę, Warszawę, Białystok, Augustów do Ogrodnik. Krótki pobyt uczestników Świętego Biegu w naszym kraju zmienił wiele w Polskim Ruchu Przyjaciół Indian, w naszych kontaktach z członkami podobnych grup w innych krajach i z samymi Indianami, przez całą mijającą dekadę wpływając na poglądy i działania polskich indianistów.

Celem Świętego Biegu, odbywającego się co roku w innej części świata, a zainicjowanego w 1978 roku przez Indianina Chippewa, współzałożyciela Ruchu Indian Amerykańskich (AIM), Dennisa Banksa, było przybliżenie mieszkańcom naszego kontynentu współczesnego życia, kultur i tradycji tubylczych narodów Ameryki oraz zwrócenie uwagi na konieczność wspólnych działań na rzecz powstrzymania zniszczenia Matki Ziemi oraz nieporozumień w stosunkach między ludźmi, społecznościami i narodami. Związana z Biegiem "oficjalna" ideologia, choć ważna, nie była jednak jedynym elementem przyciągającym i łączącym uczestników tego historycznego już dla nas wydarzenia.

Na trasie Świętego Biegu polscy miłośnicy Indian po raz pierwszy mieli okazję do bezpośrednich spotkań z tak liczną grupą współczesnych Indian, do uczestniczenia w wywodzących się z tubylczych tradycji biegach, ceremoniach i imprezach kulturalnych oraz do licznych rozmów i wzajemnych obserwacji w czasie podróży i wypoczynku. To właśnie podczas Świętego Biegu - Europa '90 najpierw zaobserwowaliśmy, później zaczęliśmy być zapraszani, a wreszcie sami zaadoptowaliśmy ceremonialne spotkania w Kręgu i obrzędowe okadzanie ziołami tytoniu, szałwii i słodkiej trawy. W przerwach pomiędzy poszczególnymi etapami biegu nie zabrakło tak oczekiwanych indiańskich obrzędów szałasu potu (Jawor) i czterech fajek (Oświęcim - Brzezinka) ani tradycyjnych indiańskich tańców i śpiewów na festiwalowych estradach (Wąwóz Myśliborski, warszawski Torwar). Były podczas Biegu oficjalne spotkania z przedstawicielami lokalnych władz (Opole, Sejny), młodzieżą (Zgorzelec, Suchowola) i spontaniczne koncerty na flety i bębny (Gliwice, Kraków). Był czas na pełne mistycznej zadumy ekumeniczne spotkania w ośrodkach religijnych (Jasna Góra, Święta Woda) i wspólne beztroskie zabawy w chwilach odpoczynku na szosie czy w akademiku. Były spotkania w centrach historycznych miast (Wrocław, Kraków), ludowych skansenach (Opole, Białystok), malowniczych ruinach Jury Krakowsko-Częstochowskiej (Ogrodzieniec), zielonych lasach Suwalszczyzny (Sejny) i zanieczyszczonych centrach wielkich miast (Śląsk, Warszawa). Były okazje do międzykulturowych warsztatów artystycznych i ekologicznych (Jawor, Łucznica) i masowych biegów ulicznych (Oświęcim, Warszawa), były poświęcone Indianom wystawy (Wrocław), a nawet - potraktowana przez Indian niezwykle poważnie - ceremonia zakopania topora wojennego (Jawor).

Przy tak dużym przedsięwzięciu nie obeszło się bez problemów i przykrych niespodzianek. Uczestnicy Biegu spóźniali się i gubili, dawały znać o sobie niedoświadczenie organizatorów, zmęczenie i choroby biegaczy oraz różnice kulturowe w przekraczającej nierzadko 100 osób grupie (biegowi towarzyszyli w Polsce wyjątkowo liczni sympatycy i sympatyczki). Jednak żadne nieporozumienia, wewnętrzne spory i rozterki, ani skromne zazwyczaj warunki noclegu i wyżywienia uczestników Świętego Biegu nie były w stanie zmienić ogólnego przekonania o gościnności i ofiarności Polaków oraz wdzięczności uczestników Biegu dla jego polskich organizatorów i gospodarzy (którzy, jak zauważył w swoim podziękowaniu Dennis Banks, "pracowali najciężej, jedli na końcu, spali na korytarzu i podróżowali autostopem").

Także z naszej strony od pierwszych chwil niewątpliwie przeważały pozytywne odczucia i wspomnienia z Biegu, a jeśli już czegoś żałowaliśmy - to własnej nieporadności, nieśmiałości i braków językowych... Nasze wrażenia z kontaktów z pierwszymi dla wielu z nas "prawdziwymi" Indianami nierzadko daleko odbiegały od romantycznych i wyidealizowanych oczekiwań, współcześni amerykańscy Indianie (jak często sądziliśmy - dumni i skryci, przemawiający tylko o Matce Ziemi i plemiennych tradycjach) okazywali się być jednocześnie jak najbardziej współczesnymi, wyluzowanymi i bezpośrednimi Amerykanami (jeansy i walkman, guma do żucia i coca-cola), a pomnikowi tubylczy przywódcy - także zwykłymi ludźmi z krwi i kości. I choć sami czuliśmy - a czasem też dawano nam to do zrozumienia - że przez tak krótki czas nie dowiemy się i nie zrozumiemy wszystkiego, to przez tydzień wspólnego Biegu w Polsce nie ustawaliśmy w poszukiwaniu, drążeniu i podpatrywaniu ich "indiańskości", zadawaliśmy dziesiątki pytań i cieszyliśmy się każdą spędzoną z nimi chwilą.

Towarzyszyć biegaczom przez kilka dni lub choćby godzin, przyczynić się choć odrobinę do powodzenia tego wielkiego przedsięwzięcia, zostać okadzonym dymem świętych ziół w jednym z porannych lub wieczornych kręgów, pobiec z symbolicznym "staffem" (biegową pałeczką) choćby raz, przez kilka kilometrów - to było coś, co w tamtych dniach wzbogacało, odradzało, nobilitowało i spełniało marzenia wielu z nas. Tak bardzo zazdrościliśmy Jackowi Piwowskiemu, który dołączył do Świętego Biegu już w Niemczech (a później, po ukończeniu moskiewskiego maratonu, został zaproszony przez Dennisa Banksa na kolejne biegi do Ameryki Północnej), że kilka osób wyruszyło w ślad za biegaczami do Moskwy, by wziąć udział w zakończeniu Biegu, a gdy w październiku grupa biegaczy wracała przez Polskę do domu (pamiętne spotkanie w Łodzi), niektórzy zastanawiali się, jak wymknąć się razem z nimi na Zachód...

Zanim jednak do tego doszło, musieliśmy zdać egzamin z organizacyjnej dojrzałości. Decyzja o tym, by odpowiedzieć pozytywnie na skierowaną do nas (latem 1989 roku, podczas Euromeetingu w Zurychu) prośbę zachodnioeuropejskich i japońskich organizatorów Świętego Biegu o pomoc w jego zorganizowaniu w Polsce była niezwykle trudna. Wiedzieliśmy, że od tego, czy i jak się nam powiedzie, zależeć będzie nie tylko przebieg Świętego Biegu - Europa '90, ale także przyszłość całego Ruchu i naszych kontaktów z Indianami i ich sympatykami w Europie i na świecie. Zdawaliśmy sobie sprawę z własnych słabości i trudności, jakie przyjdzie nam pokonać w szybko zmieniającej się polskiej rzeczywistości, ale postanowiliśmy zaryzykować i nie zmarnować niepowtarzalnej prawdopodobnie szansy na przyjęcie Indian we własnym kraju i zyskanie uznania w ich oczach. W poprzedzających Bieg miesiącach miały miejsce liczniejsze niż kiedykolwiek wcześniej spotkania i narady działaczy Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian z liderami indiańskich organizacji i europejskich grup poparcia Indian (od Zurychu i Paryża przez Berlin i Warszawę po Tallin i Helsinki). Stwarzały one - często po raz pierwszy - możliwość wzajemnego osobistego poznania się i lepszego zrozumienia polskich przyjaciół Indian oraz indiańskich i pro-indiańskich działaczy z innych grup i krajów, otwierając zarazem nowe możliwości działania, kontaktów i spotkań.

Także wiosną 1990 roku pomyślna decyzja sądu w Białymstoku zakończyła proces rejestracji pierwszej legalnej ogólnopolskiej reprezentacji polskich indianistów - Polskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Indian. Rejestracja PSPI stworzyła niezbędne podstawy formalno-prawne do organizacji Świętego Biegu w Polsce, a liderzy stowarzyszenia wzięli na siebie ciężar kontaktów z władzami, gromadzenia funduszy, przekazywania informacji i organizacji samego Biegu. Jednocześnie warto pamiętać, iż pomimo ogromnego wysiłku i poświęcenia krajowych koordynatorów (zwłaszcza najbardziej dziś bodaj doświadczonego polskiego uczestnika indiańskich biegów Romka Bali), pomimo bezprecedensowego w całej historii PRPI zaangażowania lokalnych organizatorów i pomocników Świętego Biegu oraz pomocy i powszechnej sympatii dla jego uczestników na całej polskiej trasie Biegu, jego zorganizowanie w naszym kraju nie byłoby wówczas możliwe bez znacznego finansowego i organizacyjnego wsparcia ze strony innych zachodnioeuropejskich grup poparcia Indian i współorganizatorów Biegu (z niezastąpioną Angelą Warsitz z Berlina na czele), a także - bez uzyskanej w ostatniej chwili dotacji Biura Funduszu i Wymiany Młodzieży Urzędu Rady Ministrów.

Nawiązane przy okazji Biegu krajowe i międzynarodowe kontakty, a także zdobyte wówczas nowe doświadczenia organizacyjne, przez kolejne dziesięciolecie owocowały udziałem polskich indianistów w wywodzących się z indiańskich tradycji międzynarodowych biegach w Europie (1991, 1994, 1996 i 1997), Ameryce Północnej (1991, 1992, 1996) i Japonii (1995). Święty Bieg inspirował liczne pokrewne imprezy lokalne w różnych krajach (aż po ostatni póki co duży "polski" bieg z Góry Św. Anny do Zdzieszowic latem 1997 roku), a także wytyczył nowe kierunki działania całego środowiska krajowych indianistów i ludzi wywodzących się z PRPI. Spotkanie z indiańskimi biegaczami większości z nas po raz pierwszy ukazało autentycznych Nowych Indian z bliska i na co dzień. Bezpośredni kontakt z Indianami i Indiankami w różnym wieku, z rozmaitych plemion i środowisk, czasem pozwolił spełnić cząstkę naszych marzeń, czasem - zweryfikować niektóre własne stereotypy, a czasami - sprowadził nas bliżej twardej Matki Ziemi, rozwiewając złudzenia i pozbawiając nadmiernych, nierealistycznych oczekiwań.

Ze Świętym Biegiem - Europa '90 wiążą się, pośrednio lub bezpośrednio, rozmaite ważne wydarzenia o szerszym, historycznym lub symbolicznym znaczeniu. Był przecież wspólny bieg z Oświęcimia do Brzezinki, a potem wielki krąg, łzy i modlitwy Indian, buddystów, katolików i żydów w jednoczącym ludzkość Muzeum Zagłady (w grudniu 1994 roku Dennis Banks powrócił tam na rozpoczęcie wyruszającej w ośmiomiesięczną drogę do Hiroszimy i Nagasaki Pielgrzymki dla Pokoju i Życia). Przybycie nastawionych antynuklearnie uczestników Świętego Biegu do Warszawy zbiegło się zrządzeniem losu z decyzją polskiego rządu o zaprzestaniu budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu. Z powodu Biegu polski MSZ po raz pierwszy wyraził zgodę na przekroczenie granic Polski przez trójkę irokeskich biegaczy - posiadaczy paszportów wystawionych przez Ligę Haudenosaunee (nie wpuszczeni w Ogrodnikach do radzieckiej wówczas Litwy, zostali gościnnie przyjęci w Chodzieży i popłynęli następnie promem do Szwecji, by tam dołączyć do pozostałych biegaczy). A sześć lat później, gdy Zdzichu Bala jako jedyny Polak wśród garstki supermaratończyków biegnących w Najdłuższym Biegu III (Los Angeles - Atlanta) przez trzy miesiące pokonywał po 30 mil dziennie, w Europie tragiczna śmierć w wypadku samochodowym zabrała powracającego z Biegu Wolności dla Leonarda Peltiera (Zdzieszowice - Genewa) naszego młodego przyjaciela z Siechnic Sebastiana Hermana.

Dzięki Świętemu Biegowi także i nasz Ruch poznał i zaakceptował jako własne nowe elementy współczesnej panindiańskiej kultury i obrzędowości (duchowe i organizacyjne spotkania w kręgu, symboliczne biegi i marsze ze staffami, okazanie dymem ziół, oczyszczające posty i szałasy potu, okolicznościowe koszulki i znaczki, ręczne bębny i towarzyszące im nowe pieśni). I choć wraz ze wzruszającą pieśnią pożegnalną na polskiej granicy przeminęło bezpowrotnie wiele z atmosfery i ducha Świętego Biegu, to równie wiele pozostało w nas na trwałe.

Przy całej swej złożoności i ulotności, ofiarowane nam przez Indian duchowe dary Biegania i Kręgu sprawiły, iż w kolejnych latach mocniejsi, dojrzalsi i bardziej aktywni wkroczyliśmy jako Ruch w ważny okres 500-lecia podboju Ameryki. Bezprecedensowe w całym stuleciu Spotkanie Dwóch Światów, jakim niewątpliwie był dla jego licznych uczestników i obserwatorów w naszym kraju Święty Bieg Dla Ziemi i Życia - Europa '90, nie tylko ożywiło i wzbogaciło cały Polski Ruch Przyjaciół Indian, ale także umożliwiło wielu naszym rodakom bliższe niż kiedykolwiek spotkanie ze światem Indian i przyczyniło się w istotny sposób do lepszego wzajemnego poznania się i zrozumienia sporej grupy Indian, Polaków i członków innych narodów świata z końca XX wieku.

Z większym zrozumieniem i szacunkiem dla egzotycznych kultur i religii przyszło też większe zainteresowanie rodzimymi, polskimi i słowiańskimi, tradycjami i obyczajami. Zaś z akceptacją głoszonej przez Biegaczy konieczności powszechnego szacunku dla Matki Ziemi - konkretne lokalne inicjatywy ekologiczne i pokojowe. To, jak trwałe okażą się na naszym gruncie biegowe idee i tradycje, co jeszcze przyniosą nasze pobiegowe doświadczenia i przemyślenia, i czy zawiązany w 1990 roku w naszym kraju Krąg Biegaczy okaże się w następnych dekadach czymś więcej, niż tylko coraz bardziej idealizowanym lub zamglonym wspomnieniem - zależy głównie od nas samych.

PS. 26 sierpnia 2000 r., dokładnie w dniu planowanego zakończenia tegorocznego Świętego Biegu w Australii i w przeddzień dziesiątej rocznicy przybycia Świętego Biegu - Europa '90 do Polski podczas III Indiańskiej Fiesty w Gołuchowie zorganizowano m.in. spotkanie Kręgu Biegaczy i symboliczny bieg na specjalnie oznaczonej, wzorem indiańskich biegów, trasie. Blisko 20 biegaczy - głównie uczestników i współorganizatorów różnych biegów z ostatniej dekady - w dobrej formie pokonało liczącą ok. 2 kilometrów trasę, a w otwartym dla wszystkich zainteresowanych Kręgu nie tylko wspominano poprzednie biegi (były zdjęcia, biegowe pieśni i pamiątki), ale także zastanawiano się nad możliwościami zorganizowania w Polsce kolejnego dużego biegu z udziałem Indian.

Marek Nowocień