Ruch wokół Jamesa...

Niedźwiad:
"...żeby nikt nie mówił, że spotkanie z Jamesem jest ważniejsze niż przebieranie się..."

Hiena:
"Wielu ludzi dosłownie wpadło w osłupienie..."
Kasia:
"Nie widzę niczego złego w spotykaniu się z Jimem..."
Stefan:
"James nie jest moim idolem, ale..."
Alicja:
"Wolałabym, aby nigdy do nas nie przyjechał..."
Krzysztof:
"Wielu ludzi nie dorosło do kontaktów..."
Stasia:
"Właśnie przez to Indianie ponosili i będą ponosić klęski..."
Maciek:
"To są wewnętrzne sprawy Ruchu..."
Przemek:
"Lepiej moze bylo porozmawiac z Niedźwiadkiem..."
Stefan (2):
"Piszac tak, po czyjej staje sie stronie???"
Alicja (2):
"Jesli ktos go nie lubi, nikt mu nie kaze sie z nim spotykac..."
Hahnoma:
"Nie widze w tym liscie nic, co mogloby wywolac az takie wzburzenie..."
Bluewind:
"Jesli ktos go nie lubi, nikt mu nie kaze sie z nim spotykac..."
Maciek (2):
"Lepiej pogadac o rzeczach przyjemnych..."
Hahnoma (2):
"Za to chyba Niedźwiada winic nie mozna..."
Mira:
"Prosze, nie zapraszajcie Jamesa na zlot..."
Niedźwiad (2):
"List nie byl adresowany do zadnej publikacji..."
Stefan (3):
"Jak sie cos pisze, to sie odpowiada za slowa..."
Przemek (3):
"Moze z tymi zarzutami trzeba do kogo innego, co???..."
Radek:
"Ludzie, nauczcie sie czytac slowo pisane..."
Kasia (2):
"Umówmy sie, ze wszyscy mamy racje..."
Bluewind (2):
"ZOSTAWMY TO, CO???"
Marek Maciołek:
"Z nieporozumienia własciwie zrodzila sie całkiem ciekawa dyskusja..."

"Praktykować dobre wartości..." - Wywiad z Jamesem Robideau
["Tawacin" nr 2 (54) lato 2001]

Wcześniejsze informacje o wizytach i działalności Jamesa Robideau




["TAKINI poza zlotem", czyli list do "Tawacinu" z odpowiedzią na wątpliwości, dlaczego spotkanie polskich indianistów - "tradycjonalistów" (tzw. "Takini") odbywa sie po raz pierwszy gdzie indziej, niż XXVI zlot Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian]

Nie mogę wyrażać opinii o czymś, co sam organizuję. Daję ludziom to, co sam chciałbym mieć, a więc spokój, żeby nikt sie z nich nie śmiał, że ubiorą sie inaczej, żeby nikt im nie mówił, że obrażają czyjeś uczucia, czy ośmieszają Indian, przebierając się, żeby nikt ich nie poniżał, uważając, że podpisanie petycji jest ważniejsze, niż przebieranie się, że spotkanie z Jamesem (*) jest ważniejsze niż przebieranie się, że mówienie o Indianach jest ważniejsze niż przebieranie się, zresztą wszystko jest ważniejsze niż przebieranie się. Są ludzie na Takini, którzy robią to wszystko i jeszcze się przebierają, i jedno drugiemu nie przeszkadza. Innym przeszkadza. Jak można walczyć z czymś, co chce się widzieć? Indianie, w których się przebieramy, to marzenia wszystkich zlotowiczów i walka z "tradycjonalistami" to walka z marzeniami (w dodatku swoimi). Kim są tacy ludzie? Marek, to nie jest normalne. Dlatego trudno jest się bronić przed takimi ludźmi, dlatego nikt z nas nic nie robi w tym kierunku, po prostu trzeba przetrwać.
(*)Zaznaczyłam gwiazdką Jamesa nie bez powodu, chciałem jeszcze coś na jego temat dodać. Marek, my tez mamy kontakty z Indianami, może nawet bardziej, niż się niektórym wydaje. Tak się szczęśliwie składa, że mamy kontakt z miejscem, gdzie przebywa James, a więc z Pine Ridge. James jest tam nikim, żadnym wodzem, żadnym szmanem, o religii lakockiej wie tyle, co gdzieś przeczytał lub usłyszał. Nie jest tam mile widziany, nazywają go "talker", udziela sie jedynie w "Tubylczym Kościele" i to ponoc nadgorliwie.

Niedzwiad
(list Niedzwiedzia "TAKINI poza zlotem" z "Tawacinu" nr 2 (58) lato 2002)




Witaj Bracie!
Kochany Niedźwiadku!
Przede wszystkim pozdrawiam Ciebie i całą Twoją rodzinę. Piszę do Ciebie z całkowicie otwartym sercem i z czystymi intencjami. Nie mniej jednak, po Twoim ostatnim otwartym liście wielu ludzi dosłownie wpadło w osłupienie. Mówię o ludziach, z którymi znamy się od dwudziestu lat, jak nie lepiej. Gorzej!!! Wielu młodych ludzi jest zaniepokojonych, ponieważ bardzo Cię szanują, co nie przeszkadza im w utrzymywaniu kontaktów z innymi. Pytają mnie o jakiś rozłam... Zresztą pozwól, że Ci zacytuję słowa P. Jaszczuka z Warszawy: "wiesz jak sobie cenię takich ludzi jak Niedźwiad, Nowocień i całą resztę weteranów, ale sam już nie wiem co myśleć..." I drugi fragment: "myślę, że w rozgardiaszu i bordello, jaki panuje w PRPI nie trudno się zgubić. Każdy ciągnie w swoją stronę" - koniec cytatu.
W tej sytuacji, wydaje mi się, że powinniśmy to nieporozumienie sprostować.
Jestem przekonany, że Ty, jako jeden z nielicznych, który uczestniczył i uczestniczy nadal w tworzeniu Ruchu, nie pragnie rozłamów, lecz konsolidacji. Pamiętasz jak wszyscy marzyliśmy o tym żeby w Polsce było dziesięć, albo dwadzieścia tipi? No cóż, teraz mamy ich setki!!! Powtarzam setki! Ale mniejsza o większość. Wiele podróżowałem tego roku. Miałem okazję wysłuchać opinie ze wszelkich grup? odłamów? kręgów zainteresowań? - jednym słowem naszych. Nie tylko staruchów, nie tylko średniaków i nie tylko młodych. Oczywiście ta moja gradacja jest tylko symboliczna. Również od ludzi nie należący do naszego, że tak powiem "kręgu zainteresowań".
Muszę Cię z radością poinformować, że nasz przekaz umiłowania Matki Ziemi, czystości intencji i Indiańskiej Ścieżki Piękna dociera do ludzi bardziej niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić!!! Czyż to nie piękne?!
No cóż, piszę teraz jako myślący i czujący człowiek. A także głos wielu naszych, z którymi miałem niewątpliwą przyjemność się spotkać (a wierz mi, to wiele osób: Derka-starszy brat Źródełka i on sam z tego, co mnie wiadomo, Mariusz "Loco" Kosmalski, a przede wszystkim cała rzesza ludzi, którzy podpisują się pod tym, co napiszę - czyt. wyjaśnię nieporozumienie - i scedowali na moją skromną osobę wyjaśnienie i przetłumaczenie, tego, co napisałeś.
Nie każdy potrafi w sposób zwięzły (no i czasami obiektywny - czyż nie jesteśmy ludźmi?) wyrazić to, co go boli. Pozwól, więc w tej sytuacji, że będę się trzymał Twojego tekstu, aby wyjaśnić, jak to już ustaliliśmy wyżej - ewentualne nieporozumienia. Zaczynamy!
"Daję ludziom to, co sam bym chciał mieć, a więc spokój żeby nikt z nich się nie śmiał, że ubiorą się inaczej, żeby nikt im nie mówił, że obrażają czyjeś uczucia czy ośmieszają Indian, przebierając się, żeby nikt ich nie poniżał, uważając, że podpisanie petycji jest ważniejsze niż przebieranie się, że spotkanie z Jamesem jest ważniejsze niż przebieranie się, że mówienie o Indianach jest ważniejsze niż przebieranie się, zresztą wszystko jest ważniejsze niż przebieranie się. " - KONIEC CYTATU. Nooo stary!
Gdybym Cię nie znał, to byłbym pewien, że jesteś transwestytą! Przebieranie się!!!! Tyle razy?! Masz kolekcję mody?! Dobra - według Ciebie przebieramy się - my mówimy to samo, co Ty! Każdy z nas ma swój strój! Jest to osobista sprawa i osobiste wzory i osobista historia każdego z nas. MY decydujemy, kiedy go włożyć i na jaką okazję. Jest to indywidualna sprawa każdego człowieka. Co do petycji? Nie jest to obowiązek, ale jak dobrze wiem z autopsji, zawsze podpisywałeś i nie przeszkadzało Ci to w "przebieraniu" się. Spotkanie z Jamesem jest również strasznie ważne, co wytłumaczę Ci w dalszej części, chcąc zachować swoistego rodzaju chronologię (mam nadzieję, że rozumiesz). No a mówienie o Indianach? - Uważasz, że to nie jest potrzebne, kiedy jesteśmy POLSKIM RUCHEM PRZYJACIÓŁ INDIAN!!!
Powiedz, kto Ci zrobił krzywdę, a już nie żyje!
Dalej! Cytuję: "...Są ludzie na Takini, którzy robią to wszystko i jeszcze się przebierają, i jedno drugiemu to nie przeszkadza. Innym to przeszkadza...."- koniec cytatu. Nooo tak. Zdajesz sobie sprawę, że zaprzeczyłeś samemu sobie?! ZGADZA SIĘ!!!
Byli na zlocie ludzie z Takini, bo trzeba wiedzieć, że termin absolutnie nie kolidował! Potrafili się znaleźć na jedynej i podstawowej "imprezie", którą nota bene, sami stworzyliśmy i o dziwo nikt, powtarzam absolutnie NIKT z nich się nie śmiał, że chodzą w indiańskich strojach. Przez dwadzieścia lat nie spotkałem się z reakcją, której się boisz. Ludzie WŁAŚNIE, dlatego, (między innymi) jeżdżą na zloty, żeby pożyć wśród tee-pee i ludzi w strojach. Czy to będzie strój kapiący koralikami i wzbudzający podziw, czy też zwykła przepaska? Piszesz o walce z "tradycjonalistami", ( całe szczęście, że w cudzysłowie) i o wyimaginowanym wrogu. Proszę bardzo chcesz tradycjonalizmu? - patrz Janek i Lolek - czyt. Sztum. Potrafili być, zatańczyć ( I to zapewniam Ciebie z wielką Mocą), a my biedne żuczki uczyliśmy Ludzi jak robić mokasyny, łapacze, maski, szałasy potu i wiele innych rzeczy. NIE ZAMKNĘLISMY SIĘ gdzieś tam, tylko UCZYLIŚMY.
Tradycjonalizm? Nie wiem. I co to znaczy przetrwać? Być może o czymś nie wiemy. To daj znać - POMOŻEMY!!!. Wszystko to jest prawdopodobnie brak informacji między nami i ogółem. To wszystko wygląda na sarkazm, ale to tylko logika. Jeżeli ktoś ma na tyle odwagi, żeby pisać, co mu ślina na język przyniesie, to powinien mieć odwagę zapoznać się z faktami. Już tłumaczę, co następuje.
Ostatnia wypowiedź Twoja brzmi - cytuję:...Marek, my też mamy kontakty z Indianami, może nawet bardziej niż się niektórym wydaje. Tak się szczęśliwie składa, że mamy kontakt z miejscem (?), gdzie przebywa James, a więc z Pine Ridge. James jest tam nikim, żadnym szamanem, żadnym wodzem, o religii lakockiej wie tyle, co gdzieś przeczytał lub usłyszał, nie jest tam mile widziany, nazywają go "talker", UDZIELA SIĘ JEDYNIE w Tubylczym Kościele i to ponoć nadgorliwie?...- koniec cytatu... i artykułu.
No cóż stary, w języku polskim obowiązuje parę zasad pisanych i nie pisanych. Nie licząc zdań charakterystycznych dla mottoida, to ewidentnie sobie zaprzeczasz i sam dałeś ludziom, którzy siedzą w temacie odpowiedź. Step by step. Pozwól, że ustosunkuję się do ostatniego fragmentu.
Bardzo się cieszymy, że macie również znajomych w Pine Ridge!
Jaki ten świat mały?!! James nigdy nie mówił, że jest wodzem - jest prawnikiem, który walczył o załogę, w Wounded Knee. Nie jest też szamanem w Twoim rozumieniu, lecz to Medicine Man, (którym stał się nota bene później) I PRZEKAZUJE NAM PEWNE WARTOŚCI I DROGI W POROZUMIENIU Z RADĄ STARSZYCH i Crow Dogiem (pewnie Ci coś to mówi). Jeżeli ktoś jest takim ignorantem, żeby nie poznać człowieka i mówić o nim... no to cóż ja mogę powiedzieć. Znam artystów skończonych i nie wróżę im długiej kariery. I jeszcze jedno - gwoli swoistej lekcji historii. Człowiek zwany "talker" nie jest kolorystą, lecz swoistego rodzaju GAWĘDZIARZEM, czyli osobą, która za pomocą słów i opowieści naucza. Zgadza się, że obecnie przestraszeni i być może przekupieni nazwijmy ich delikatnie "oponenci" będą próbować ośmieszyć i szykanować ludzi DUCHA. Ktoś może zapytać, czemu DUCHA?! Otóż odpowiedź jest w ostatnim oskarżycielskim skądinąd Zdaniu. Udziela się n a d g o r l i w i e. Czy gdyby nie duchowe działania narodu Indiańskiego zainteresowalibyśmy się TĄ DROGĄ naprawdę?!! Bo jeżeli chcielibyśmy cepeliady,a nie przebierać się, czyż nie wystarczyłaby nam etnografia?!
No cóż, kończę - bez złych intencji i z czystą miłością, lekko prostujący NAPEWNO DOBRE INTENCJE NIEDŹWIEDZIA, KTÓRY Się martwi o prawdę.

Człowiek zwany Ha_ye_na wraz z plemieniem.
A ho !






Nie mogę wyrażać opinii o czymś, czego sama nie widziałam. Staram się dawać coś z siebie innym ludziom, ale nie mam jakiejkolwiek pewności, że tego potrzebuję. Myślę, że potrzebuje tolerancji i akceptacji, chociaż sama jestem czasem tak bardzo nietolerancyjna. Wierze, że każdy z nas ma swoja drogę w życiu - nie ważne, czy przebiera się za Indianina, czy podpisuje petycje, czy tez dzieli się ubraniami z innymi ludźmi. Nie widzę niczego złego ani w jednym, ani w drugim. Nie widzę też niczego złego w spotykaniu się z Jimem. Wszystko zależy od nastawienia. To tak jak tytoń, święta roślina Indian. Ale czy dla mnie to święta roślina, jeśli spalam paczkę papierosów dziennie?
Nie bardzo orientuję się w historii ruchu, nie obchodzą mnie podziały na tradycjonalistów i resztę świata, wiem, wierze, ze każdy ma prawo do swoich marzeń. Nie rozumiem tylko, jak można podawać jako pewnik cos, czego się samemu nie widziało, nie dotknęło. Kim są ludzie, którzy przekazują nie sprawdzone wiadomości? Czytam artykuł "Takini poza zlotem" i mam uczucie, że słucham rozmowy pani Kowalskiej z panią Malinowską.
- Pani Kowalska, czy pani wie, że moja znajoma z rezerwatu w Pine Ridge powiedziała mi, że
Ten James jest nikim, żadnym tam wielkim wodzem ani szamanem a o religii lakockiej wie tyle, co gdzieś przeczytał lub usłyszał. Powiem pani jeszcze, pani Kowalska, że ten James nie jest mile widziany i nazywają go, nie uwierzy pani, TALKER.
"Marek, czy to jest normalne?"
Takie "pewne" informacje nazywane są PLOTKĄ.
Natomiast podawanie nieprawdziwych informacji na lamach prasy i autoryzacja tychże, nazywane jest POMÓWIENIEM. Niedźwiad, czy Ty jesteś świadom tego, co zrobiłeś i czy potrafisz być odpowiedzialny za to? Nie chcę Cię straszyć sądami, chodzi mi o etyczny wymiar tego zdarzenia.
Tak się dziwnie zdarzyło, że kilka dni temu wróciłam z Pine Ridge. Miałam zaszczyt obserwować Sun Dance, przeszłam parę ceremonii. Mieszkałam w rezerwacie i czasem miałam okazję zamienić z Jamesem kilka słów. Nigdy nie słyszałam ani w Polsce, ani w Pine Ridge, żeby ktoś nazywał Jima wodzem albo szamanem. Nigdy nie słyszałam, żeby on mówił o sobie w ten sposób. Czy jest niemile widziany i przez kogo, tego nie wiem, ale czy ty jesteś mile widziany przez wszystkich? Marku, czy ciebie lubią wszyscy ludzie? Mnie niestety nie.
Czasem ludzie mi czegoś zazdroszczą, czasem ja zazdroszczę czegoś ludziom.
To tylko moja spekulacja i nie mogę potwierdzić tej informacji w żaden sposób, ale przypuszczam, ze ten tajemniczy kontakt w Pine Ridge, jest zazdrosny. Byłam na spotkaniu dzieciaków, które uczestniczą w Dakota Youth Project, wierzę, że to ważna i potrzebna działalność. Może jest jedyną nadzieją Tubylczych Amerykanów z Pine Ridge. Jim jest założycielem tej organizacji. Widziałam, jak zdobywa pieniądze na te ośrodki, widziałam jak pracuje, bo spędziłam z nim i innymi ludźmi dwa tygodnie w Iowa. Widziałam pracę tych ludzi i ich zaangażowanie w przedsięwzięcie.
Widziałam Jima tańczącego Sun Dance, widziałam rany na ramionach po ceremonii. Wiem co nieco na temat podróży Jima po Europie, i obserwowałam go z całkiem prywatnej strony, a mimo to nie mam odwagi, powiedzieć, że znam tego faceta, że wiem, jak zachowa się w danej sytuacji. Czy ta osoba, która wie o Jimie tak wiele, uczestniczyła w Sun Dance? Jeśli uczestniczyła a mimo to podaje takie... hm... dziwne informacje, to może niekoniecznie podąża Lakota Way. Jakkolwiek, ja nie potrafię mówić o czymś, czego sama nie widziałam, wiec chyba zakończę tym razem.
Ze smutkiem,

Kasia Boguszewicz




Witajcie!

Pare uwag w swietle notatki o Jamesie w "Tawacinie" nr2/2002. Darek przed spotkaniem Jamesa w Muzeum Etnograficznym w Warszawie poprosil mnie, zebym Jamesowi ja przetlumaczyl. Na Jamesie zrobilo to wrazenie - jego pierwsza reakcja bylo porownanie, ze jak Indianie w USA usiluja cos zrobic to zjawia sie zawsze jakis agent FBI, ktory usiluje szkodzic i psuc. Ja skomentowalem to kawalem o "polskim piekle" *)

James mowil, ze FBI ma dlugie rece i moze mieszac tez w Polsce. Pozniej mowil o sobie i swoich doswiadczeniach. Nie jest wodzem ani Czlowiekiem Wiedzy, jest wojownikiem, ktory kiedys wojujac bronia (Wounded Knee 1973) porzucil orez i zaczal wojowac przy pomocy organizacji, prelekcji i przekazywania wiedzy innym, nauczania Swietych Rytualow, a w sumie odzyskiwania wlasnej tozsamosci. Mowil, ze w kazdym narodzie sa ludzie wrazliwi i nie wrazliwi, dobrzy i podli. Mowil, ze trwa wojna o przetrwanie Indian jako narodu (ow), o odzyskanie terenow - nadanych im przez wladze federalne w 1876 r. i podstepnie odbieranych. Mowil, ze Swiete Miejsca sa w posiadaniu ok. 20 wielkich koncernow, w ktorych udzialy ma 5 wielkich bankow, te z kolei sa w posiadniu 3 najbogatszych rodzin - takich jak Rotshildowie, za tym staja zyski z kopaln bogactw mineralnych w tym uranu, odkrywkowe kopalnie wegla, ktore dostarczaja paliwo do 5 wielkich elektrowni zasilajacych takie miasta jak Denver, Las Vegas, San Francisco, Huston.

I nie mam nic przeciwko rzeczowej krytyce, James nie jest moim idolem, ale mam wielki szacunek dla tego co robi . To co tam przeczytalem w "Tawacinie" jest podle, niegodziwe i nikczemne, autor jakolwiek by sie nie przebiera w stroj, czy raczej kostium indianski i bral udzial w Swietych Rytualach, stanal po stronie tych, co wspieraja interesy owych wlascicieli koncernow czerpiacych zyski na krzywdzie etnicznych Amerykanow i stojacej na strazy ich zyskow calej administarcji, w tym FBI. Pozostaje mi tylko "pogratulowac" autorowi owej notatki dobrego samopoczucia i zyczyc dalszej dobrej zabawy w oryginalnych kostiumach, ktore moze by warto zmienic juz na kostiumy z innej bajki (to by bardziej pasowalo do pogladow) - proponuje fantasy, moze cos z Conana lub Wiedzmina?

*) polskie pieklo - kawal w streszczeniu: wycieczka zwiedza pieklo i widzi kotly z nazwami krajow "Niemcy", "Anglia", gdzie przy kazdym stoi diabel stracajacy widlami tych, co usiluja sie wydostac na zewnatrz. Dochodzac do kotla z napisem "Polska" widzi, ze nie ma pilnujacych z widlami. Na pytanie "dlaczego nikt ich nie pilnuje?", przewodnik odpowiada, ze w tym kotle, jak ktos usiluje uciec to i tak inni za nogi sciagna na dol, wiec po co ma ktos pilnowac?

Pozdrawiam

Stefan Swietliczko




hej

Bardzo jest mi przykro po tym co przeczytalam w ostatnim "Tawacinie" o Jamesie. Zreszta juz wczesniej zastanawialam sie czy dobrze zrobilam wkrecajac Jamesa w Ruch. Wolalabym aby nigdy do nas nie przyjechal, niz zostal w jakikolwiek sposob zraniony. Nigdy nie mowilam ze daje kontakt do wodza, ani do waznej osobowosci z rezerwatu.
Niedzwiedz mowi ze 'Oni tez maja kontakty z Indianami"... Roznica jest jednak taka, ze ja tam bylam i na wlasne oczy widzialam jak James jest traktowany. W rezerwacie Indianie sa podzieleni, podobnie jak my w Ruchu. Nie wszystkim mozna wierzyc, wielu z nich nie cierpi ludzi z Native Church, ale czy przez to ze nie daja Bibli na oltarz przed Szalasem Potu sa lepsi?
Kazdy ma wolna droge do podejmowania wlasnych decyzji i posiadania wlasnego zdania, ale czy oczernianie kogos, kto sie wcale nie prosil aby tu przyjechac, na lamach magazynu ogolnopolskiego jest w porzadku?
Wiem, ze sa ludzie ktorzy kochaja i szanuja Jamesa tak jak ja. Nie dlatego ze jest Indianinem, ale dlatego, ze jest wspanialym czlowiekiem.

Alicja Sordyl




Alu, popieram Twoje stanowisko, Indianie tak jak i my wszyscy są pod kontrolą, poza tym wielu ludzi nie dorosło do kontaktów z nimi. James jest wojownikiem i wie, o co walczy i do czego zmierza - jego droga wyda owoce. Nie martw się, jego misja jest misją ducha starej drogi - ona się wypełni, trzeba tylko cierpliwości - i on o tym wie, dlatego jest tu w Polsce.
Pozdrawiam Cię serdecznie

Krzysztof Zawojski




Coz, ow slynny artykul musial sie w Tawacinie ukazac, zeby potem nikt wydawcy nie posadzal o stronniczosc - jesli chce byc obiektywny, no to musi zamieszaczac wszystkie "za" i "przeciw". A sam artykul jest oczywiscie glupi. Tak w ogole, wiecie, to wlasnie przez to Indianie poniesli i beda ponosic kleski - tak bedzie dopoki oni i ich stronnicy beda tworzyc wzajemnie zwalczajace sie stronnictwa. W/w artykul, czy raczej list do redakcji, jest przykladem jak takie podzialy si tworza. I kto tak naprawde na tych podzialach korzysta? No chyba rzeczywiscie tylko FBI...
Pozdrawiam cieplo (wreszcie z DOMU)

Stasia Sonqo Sua




Witam,
Wiadomo ze w ruchu jest jak jest i ze co czlowiek to zdanie. Ale pomysl zeby tlumaczyc Jamesowi artykol byl DELIKATNIE MOWIAC chybiony. Po co robic komus taka "przysluge" (nie chce uzyc przyslowia) i tlumaczyc cos, co moze w jakikolwiek sposob urazic?
Czego oczy nie widza... To sa wewnetrzne sprawy ruchu i nic by sie nie stalo gdyby James o tym nie wiedzial.
Chyba nikt z was nie chcialby wiedziec kto was nie lubi lub co zlego o was sadzi tym bardziej, ze nawet nie wiedzielibyscie kto to taki. Mnie osobiscie WOGOLE nie obchodzi zdanie kogos kogo nie znam i nigdy nie spotkalem.
Wiec pozdrawiam tego kto zaproponowal tlumaczenie i tego kto zdecydowal sie zrobic taka przykrosc Jamesowi i przetlumaczyc mu to. To bylo bardzo nieodpowiedzialne i dziecinne ujawniac nieprzyjemne dla niego glosy czesci ruchu. I to dopiero jest przykre, ze sa ludzie ktorzy sa gotowi takim bezmyslnym postepowaniem sprawic komus bol.
To co napisalem jest moim osobistym bezstronnym zdaniem. Nie przeszkadza mi to, ze nie czytalem artykulu o ktorym mowa.

Maciek "Canska"




Ten mail to tak troche obok [ale w koncu to lista dyskusyjna].
Bardzo dziwny ten list Niedzwiada ??? A tak wogole, to chcialbym poruszyc tylko jedna kwestie.
Czy wszyscy musza sie tym samym interesowac i podzielac innych poglady? [tzn. jedni moga chodzic na spotkania z Jamesem, a innych chyba moze to nie interesowac, tak samo jedni jak lubia i moga "sie przebierac" a inni moga chodzic w jeansach - to tez amerykanskie :)))]
Przejrzalem wszystkie listy i chyba najbardziej zgadzam sie z Canska, lepiej moze bylo porozmawiac z Niedzwiadkiem... Zreszta on tez moze miec wlasne zdanie i WLASNYCH informatorow w Pine Ridge :)
Pozdrawiam
i DUZO tolerancji zycze,

Przemysław Bartuszek (30.09.02)




Nie wazne skad autor artykulu czerpal swoja wiedze - nie udowadniajac, czy tez nie podajac zrodel - do tej notaki pasuje slowa "obmowa" i "oszczerstwo", a sama notatke nazwalem haniebna. Uzywam ostrych slow, bo wyrazajac takie sady pownno sie je udowodnic i miec odpowiedzialnosc za to co sie pisze. Trwa wojna, wojna dla Nich o przetrwanie, o odzyskanie wlasnej tozsamosci, przeciwnik walczy o zachowanie zyskow, wplywow i tego co dawniej zrabowal. I piszac tak, po czyjej sie staje stronie, walczacego czy tego, co zawsze rabowal i rabuje, wiezi wiezniow sumienia, jak Leonard Peltier? To prawda - Oni sa tez podzieleni, ale wlasnie dlatego, ze byli i sa podzieleni udalo sie ich zepchnac tam gdzie dzis sa, okrasc, pozbawic praw, ubezwlasnowolnic, trzymac w wiezieniu.

Zostalem poproszony o tlumaczenie prelekcji Jamesa w Muzeum Etnograficznym. Przedtem spotkalem sie z Jamesem. Poproszono mnie o przetlumaczenie notatki. Mialem watpliwosci czy powinno sie to robic - z roznych wzgledow, po pierwsze, by nie robic przykrosci Jamesowi, po drugie - by nie pokazywac ze srodowisko w Polsce jest tak sklocone, ze jak ktos cos robi, to inni go za to doluja - tak jak w kawale o polskim piekle, gdzie nikt nie ucieknie, bo inni uciekiniera z powrotem wciagna za nogi. Z drugiej strony mam wstret do cenzurowania i uwazalem, ze nie ma sensu nic ukrywac, ze James jako wojownik powinien przyjac atak. Na goraco - przed owym spotkaniem, bylo jakos tak, ze proszony o przetlumaczenie powiedzialem Jamesowi, ze my w kraju jestesmy skloceni i ze klotliwosc to nasza narodowa wada - przytaczajac ow kawal. Chyba w koncu James sam poprosil o przetlumaczenie owej notatki.

Samo spotkanie wydawalo sie z poczatku niewypalem - z braku publicznosci - poczatkowo przyszly 4 osoby. Przenieslismy sie do malej sali, bo z niewielka publicznoscia w duzej sali bylo by to deprymujace. Pozniej jednak owa mala sala sie zapelnila i stalo sie ciasno (ocenaim, ze zjawilo sie ok. 30 osob). Swoja opinie o notatce napisalem, po owym spotkaniu na goraco pod wrazeniem panujacej atmosfery. I tez trudno wyrazic opinie o czyms, w czym bralo sie aktywny udzial - siedzailem i tlumaczylem, co James mowil - patrzylem na sale - choc bardziej na Jamesa.
Oczywiscie kazdy ma prawo do swojej opinii czy swojej drogi. Tyle, ze dla mnie przebieranie sie bez idei to jak bal przebierancow, nieco infantylne; w czym akurat kostium Indianina mialby byc lepszy niz inny?

Stefan Swietliczko (30.09.02)




hej

Drogi Przemku
Nie chodzi o to, ze nie mozna miec innego zdania, ale o to, ze poszlo to na forum ogolnopolskim. A przeciez "Tawacin" moga czytac nie tylko ludzie z Ruchu. A poza tym przeciez James sie nie prosil zeby tu przyjechac. Jesli ktos go nie lubi, nikt mu nie kaze sie z nim spotykac. Tak wogole jestem ciekawa, czy go Niedzwiad w ogole poznal. Ja tez mam swoje zdanie o Ruchu, a jakos nikogo nie oceniam na forum. Po co, jak mi sie cos nie podoba - to sie trzymam z daleka. Nikt nie jest swiety, zaden Indianin w rezerwcie nie jest nieskazitelnie czysty. Pewne rzeczy po prostu trzeba tolerowac. Jak bym byla taka jak niektorzy, nie przetrwalabym w rezerwacie ani dnia. Skoro laczy nas wszystkich jedno zainteresowanie, nawet jesli inczej sie ono objawia, powinnismy sie wspierac, a nie zwalczac.

Alicja Sordyl (30.09.02)




Stefanie!!!

Nie chce sie klocic, ale skad wiesz ze autor notatki przebiera sie nie majac zadnej idei? (Czy nie postepujesz podobnie jak on piszac takie rzeczy? - zastanow sie, znasz go? Widzaiales sie kiedys z nim? Gdybym ja nie znal Niedzwiada to napewno na podstawie tego listu wyciagnol bym zupelnie inne wnioski, niz ty i kilka innych osob.
Prosze PRZECZYTAJ dokladnie ten list (a moze ujrzysz co innego niz tylko atak na JR'a). A ze znam go to czytam ten list, nie jako atak na kogokolwiek ...
Przeciez tam nie tylko chodzi o Jamesa....
Pozdrawiam

Przemysław Bartuszek (01.10.02)




Chciałabym coś jeszcze dodać w sprawie wypowiedzi Niedźwiada. Nie widzę w tym liście nic, co mogłoby wywołać aż takie wzburzenie. Kolega się wysilił, zebrał informacje o człowieku i postanowił się nimi podzielić. Nie wysuwa żadnych osobistych zarzutów. Wiadomo, że wszędzie się znajda osoby nieprzychylne i isnieje ryzyko natknięcia się na takowe podczas zbierania informacji o człowieku.
"Pomówienia", "sady", ludzie opamiętajcie się trochę. To była informacja, a nie osad. A gwoli ścisłości, to James nie jest Medicine Man, tylko dostał zezwolenie na przeprowadzanie niektórych obrzędów dla więźniów - przynajmniej tak ma napisane na zezwoleniu. o chyba jest różnica. Zgadzam się z Canska, że tłumaczenie tej wypowiedzi Jamesowi było wielce niestosowne, bo zawierało - być może nieświadomie - podtekst: "no i co ty na to? Jak się wybronisz?" Zapraszasz człowieka i mówisz mu, że tu go nie lubia. Takich rzeczy sie po prostu nie robi. Trochę dyplomacji !!!!! (...)

Hahnoma (01.10.02)




hej,

"Kolega się wysilił, zebrał informacje o człowieku i postanowił się nimi podzielić."

Niedźwiadek nie podal zadnego źródła informacji. "Pewne źródła" czy jak to dokladnie zostalo napisane w Tawacinie to troche chyba za malo jak na informacje w ogólnopolskim (i nie tylko!) wydawnictwie.

"...to James nie jest Medicine Man, tylko dostał zezwolenie na przeprowadzanie niektórych obrzędów dla więźniów - przynajmniej tak ma napisane na zezwoleniu. To chyba jest różnica."

Jim nie jest Medicine Man, nigdy nie był. Na spotkaniu w Warszawie mowil w jaki sposób można zostac medicine man. O nim można powiedziec "czlowiek wiedzy" jak sam się wyrazil, człowiek posiadajacy wiedze. Dostal ja od Crow Doga, z wlasnych tradycyjnych doświadczeń, ale nie mowi o sobie medicine man.

Nie wiem czy ogladałaś zezwolenie o którym piszesz? Ja w zeszłym roku ogladałem dokumenty Jima zezwalajace na - jak słusznie piszesz - odprawianie obrzędów w więzieniach. Poza tym Jim ma jeszcze papier na to, ze jest członkiem Kościoła Tubylczych Amerykanow. Nie wiem co miał Niedzwiad na mysli, ze JIm się tam "nadgorliwie" udziela? Czy propagowanie, dzielenie się swoja wiara i obrzedami to cos zlego jeśli się nikomu nie wyrzadza szkody? Czy Jim jezdzi do Europy z konkwista??Czy ktokolwiek poczul się dotkniety jego działaniami? Czy komukolwiek przez to co robi Jim dzieje się krzywda?

Czy tłumaczenie tego artykulu mialo sens? Nie sadze, by rozmowe na ten temat powzięto z lekkim sercem. Nie sadze, by ktokolwiek miał ochote zrobic Jimowi krzywde. A informowanie go wybiorczo o tym co jedynie dobre tez nie wydaje się najlepszym rozwiazaniem. Czy przyjacielowi dzielic się przychodzi jedynie tym co piekne? Przestaje się być przyjacielem kiedy cos nas może dzielic? Możemy przeciez porozmawiac o wszystkim.

Jim jest wojownikiem. Był w Custer, był w Wounded Knee. Bral udzial w wydarzeniach, o których my czytamy jako już historyczne - ON TAM BYL. Za udzial w nich siedział w wiezieniu. Bronil i nadal walczy o swoich ludzi, walczy o kulture, o spojrzenie swiata na ich problemy, troszczy się o przyszle pokolenia. Prowadzi projekt dla indiańskiej młodzieży. Prowadzi domy dla kobiet indiańskich samotnie wychowujacych dzieci. Udziela się, nie?

Retorycznie Jim pytal, czy "zrodla" o których pisal Niedzwiad, czy ci ludzie cos robia, czy byli w Custer, w WK, czy biora udzial w Tancu Słońca? Poza tym istnieja konflikty pomiedzy członkami Native American Church i tymi, którzy do niego nie naleza. Jim zastanawial się, kto na miejscu, w rezerwacie, może o nim tak mowic jak pisal Niedzwiad. Nie spodziewa się tego po ludziach z AIM, po ludziach z Tubylczego Kościoła. Ale oczywiście nie każdy musi darzyc sympatia "Kowalskiego" który jest Swiadkiem Jehowy.

Z ciekawoscie przygladam się tej dyskusji. W koncu cos się znow na liscie ruszylo ;-) Uwazam jednak, ze skoro Niedzwiad NIGDY się z Jimem nie widział, nie rozmawial, to nie powinien był publicznie się w ten sposób wypowiadac. Każdy może mieć "swoje źródła", nie mowic o nich, ale powinno się umiec skonfrontowac je twarza w twarz z zainteresowanym, a nie pisac czegos niejako - przepraszam za określenie - "za plecami". Bo Jim w Polsce może liczyc tylko na nas, "przyjaciol Indian".

Nie mam pretensji do Niedzwiada za to co napisal. Mam troche za styl, forme, za - wydaje mi się - niepotwierdzenie jego wypowiedzi w ludziach, których Jim zna. Nie chce tez nikogo namawiac do uznania stanowiska, czy dobrze czy zle się stalo ze tekst zostal przetłumaczony. Prawdy boja się ci co się z nia rozmijaja. Prawda i tak sama się obroni. Ja Jima nie będę bronil. Mogę mowic jedynie o tym, co o nim wiem, czego doświadczyłem. Nie będę podawal informacji o kims, kogo nie znam a słyszałem z drugiej reki cos o nim - na forum publicznym.

Wierze, wiem, jestem pewien (?! - a tak, dokladnie), ze dla wielu osob w Polsce Jim zrobil już bardzo wiele. Ze z kazda wizyta przybywa coraz wiecej chetnych i przyjaznych mu osob. On nie chce zakładać tu zadnej sekty, zadnego oddzialu Tubylczego Kościoła. Jim dzieli się z nami swoja wiedza, doświadczeniem. Możemy z tego korzystac. On nie naucza nikogo. Dzieli się soba.

Tyle o Jimie. (...)
Szczerze,

Dariusz "Bluewind" Kachlak (30.09.02)






> Czy tłumaczenie tego artykulu mialo sens?
> Nie sadze, by rozmowe na ten temat powzięto z lekkim sercem.
> Nie sadze, by ktokolwiek miał ochote zrobic Jimowi krzywde.
> A informowanie go wybiorczo o tym co jedynie dobre tez nie wydaje się
> najlepszym rozwiazaniem.

A CZY MOZE LEPSZYM JEST DAWANIE MU DO ZROZUMIENIA ZE SA LUDZIE MU NIEPRZYCHYLNI KIEDY ON NAWET SIE O TO NIE PYTAL??? W TYM MOMENCIE SAM DECYDUJESZ O JEGO NASTROJU I SAMOPOCZUCIU - TO TAKA ZABAWA W BIG BROTHERA - JESLI KTOS CHCE MIEC CHWILE WLADZE NAT KIMS INNYM, ALBO POCZUC SIE WAZNYM POPRZEZ INFORMOWANIE O CZYMS, CO MOZE INNYCH ZASZOKOWAC, LUB CZEGO TEN KTOS JESZCZE NIE WIE.

> Czy przyjacielowi dzielic się przychodzi jedynie tym co piekne?
> Przestaje się być przyjacielem kiedy cos nas moze dzielic?
> Możemy przeciez porozmawiac o wszystkim.

KAZDY Z NAS MA KOGOS, KTO GO NIE LUBI I ZYJE Z TA SWIADOMOSCIA SCHOWANA GLEBOKO I NIE MA JEJ POTRZEBY WYCIAGAC. PO CO WIEC NA SILE O TAKICH RZECZACH PRZYPOMINAC. LEPIEJ POGADAC O RZECZACH PRZYJEMNYCH NIZ ZDRAPYWAC STRUPY. A NAPEWNO ZNAJDZIE SIE PARU TAKICH KTORYM W TO GRAJ ZEBY SIE TYM DOLOWAC.

> walczy o kulture, o spojrzenie swiata na ich problemy,
> troszczy się o przyszle pokolenia. Prowadzi projekt dla indiańskiej
> młodzieży. Prowadzi domy dla kobiet indiańskich samotnie
> wychowujacych dzieci. Udziela się, nie?

WIEC MA DOSC POWODOW DO ZMARTWIEN U SIEBIE WIEC PO CO DRAPAC STRUPY I W POLSCE.

Maciek "Canska" (02.10.02)




> Pewne źródła" czy jak to dokladnie zostalo napisane w Tawacinie to troche
> za malo jak na informacje w ogólnopolskim (i nie tylko!) wydawnictwie.


Za to chyba Niedzwiada winic nie można..?

> ...ale poczuj się zaszczycona telefonem pana Dyrektora.

Zaszczycona? Chyba raczej zawstydzona, że w tak małej społeczności, jaka jest Ruch, nie ma przepływu informacji. Nikt nie wymaga od Ciebie, żebyś dzwonił, pisał maile na privy. Ale, skoro nie masz czasu czy mozliwości, chyba lepiej wrzucić na liste z prośba o rozniesiesie po znajomych..?

> Dlaczego nie spotkaliśmy się dotychczas, dalczego nie było cie
> podczas organizowania spotkan, dlaczego sama nie probujesz czegos zrobic?


A skad masz ta pewnosc? Dlaczego zakładasz, że nic nie robię? Nie uważam, że powinnam się tutaj tłumaczyć, ale podam tylko jeden przykład: Przetłumaczyła i wydałam w niewielkim nakładzie domowym, przy olbrzymiej pomocy męża, jedyna jak na razie w języku polskim ksiazke na temat Czejenów, ich obrzędów i struktury plemienia.
I to by było na tyle.
Pozdrawiam.

Hahnoma (03.10.02)




Hej

Nazywam się Mira i jestem anonimowa zlotowiczka. W ruchu od 1978 roku, na pierwszym zlocie w 1980. Nie jestem działaczka, ani żadna aktywistka, czyli "nikt znaczacy dla Ruchu". Słyszałam jak w ten sposób pewna znajoma mi od 1978 roku osoba wypowiadała się o innej. To był chyba 1983 rok i zlot na Mazurach. To był też pierwszy zlot Amancia, którego niemalże na rękach wniesiono na teren obozu. Krag "przyjaciół" otaczał Amancia przez cały zlot i po nim. Później "ktoś" powiedział, że żaden z niego Indianin. Kuna, to nie dumni Lakoci, a Panama niepodobna do Dakoty. Kiedy w 1991 roku pojawił się na zlocie po 8 latach, niewielu Go witało. Już przestał być "znaczacy dla Ruchu". Bo oto pojawił się Sky Hawk. Na rękach nikt Go nie wnosił, bo wzrostem trzykrotnie przerasta Amancia, ale podobny wianuszek osób otaczał już bardziej prawdziwego Indianina, bo z Ameryki Północnej. Pamiętam Sky Hawk'a jako osobę niezwykle towarzyska, rozmowna i otwarta. Był wesoły i często żartował. Uczestniczyłam w swoim pierwszym szałasie potu zorganizowanym przez Niego dla kobiet. Przyszli też mężczyźni i kiedy Sky Hawk zaprosił nas do wejścia pierwsi rzucili się nasi "dżentelmeni". Sky Hawk powstrzymał ich słowami "women please". Pamiętam spojrzenie, jakim zostałyśmy obrzucone, a On okazał się bardziej słowiański i szarmancki od polskich mężczyzn. Przemknęła mi wtedy przez głowę myśl, kiedy i o Nim usłyszę, że to "fałszywy" Indianin. I wkrótce usłyszałam u zmierzchu "Świętych Biegów". Sky Hawk okazał się "nikim znaczacym dla Ruchu". Amancio zapraszał do Polski swoich indiańskich przyjaciół, ale nikt ich nie wspomina. Myślałam wtedy, ze lepiej, aby już żaden Indianin nie przyjechał na zlot. I oto poznaliśmy Jamesa, który szybciej od wspomnianych stał się nikim. W naszym Ruchu nawet Lakota może być nikim, bo zlotowi Lakoci sa bardziej Lakoccy od prawdziwych. Może to też Niedźwiedź miał na myśli. Czy jego przyjaciele podzielaja to zdanie?
Nie nazywajmy się przyjaciółmi Indian, bo nawet dla siebie nimi nie jesteśmy. Proszę, nie zapraszajcie Jamesa na Zlot.

Mira (04.10.02)




Teraz uspokoilo sie troche i moge w koncu napisac cos na temat nieszczesnego listu, ktory ukazal sie w Tawacinie. List nie byl adresowany do zadnej publikacji. Pisany byl prywatnie jak "Kowalska do Kowalskiej", Ta sprawa powinna uciac polowe przynajmniej dyskusji na temat, co ja wypisuje w Tawacinie.
Co do tresci tej informacji, to mysle ze bez sensu jest sie wypowiadac. Jamesa ani lubie ani nie lubie, po prostu nie znam faceta i jest mi (jak na razie) obojetny. Znam o nim dobre opinie i zle, znam tez takie jakie mozna sobie przeczytac w Pismie Swietym.

Niedzwiad (04.10.02)




Witam!

"niedzwiad1" > Teraz uspokoilo sie troche i moge w koncu napisac cos na
> temat nieszczesnego listu, ktory ukazal sie w Tawacinie. List nie byl
> adresowany do zadnej publikacji.

Po co w takim razie go publikowano? Jak sie cos pisze to odpowiada sie za slowo, jesli przytacza sie jakies poglady na forum publicznym, to warto je udowodnic. A jesli sie je juz publikuje na forum publicznym warto wpierw zastanowic sie po co i w jakim celu sie to robi. Jesli zas pogladow sie nie udowadnia - ktos moze pomyslec, ze sa to informacje falszywe, pomowienia, oszczerstwa.

> Pisany byl prywatnie jak "Kowalska do Kowalskiej". Ta sprawa powinna uciac
> polowe przynajmniej dyskusji na temat, co ja wypisuje w Tawacinie.

...bo to , jak jedna pani powiedzial drugiej pani o trzeciej pani - to jest typowy schemat plotki. Trudno obronic zarzut, ze ta wiadomosc nie byla plotka.

> Co do tresci tej informacji, to mysle ze bez sensu jest sie wypowiadac.
> Jamesa ani lubie ani nie lubie, po prostu nie znam faceta i jest mi
> (jak na razie) obojetny. Znam o nim dobre opinie i zle, znam tez takie
> jakie mozna sobie przeczytac w Pismie Swietym.

Jesli sie wiec Jamesa nie zna, to po co go krytykowac? Moze wpierw warto go poznac, zanim sie wezmie za krytyke? A jesli juz krytykowac, to swoja krytyke uzasadnic, podac argumenty i sady krytyczne udowodnic? Moze zanim cos sie powie na forum publicznym, warto wpierw sie zastanowic? zeby slowa byly wywazone, jak od meza odpowiedzialnego, za to co mowi...

Pozdrawiam,

Stefan Swietliczko (08.10.02)




Halo, halo !!!

ale przeciez kolega Niedzwiad napisal, ze list nie byl do publikacji (czyli - jak rozumiem - nie bylo jego zamyslem upublicznianie jego tresci - byl to list ZUPELNIE PRYWATNY).
Wiec moze z tymi zarzutami to powinno sie do kogos innego, co???

A w liscie prywatnym mozna pisac sobie co sie chce.
Pozdrawiam,

Przemysław Bartuszek (08.10.02)




Stefan odpowiadam na Twój list, bo mylisz się.
Kurcze, ludzie, nauczcie się czytać słowo pisane.
To apel do wszytskich.

> po co w takim razie go go publikowano? jak sie cos pisze to odpowiada sie
> za slowo, jesli przytacza sie jakies poglady na forum publicznym warto je
> udowodnic. A jesli sie je juz publikuje na forum publicznym warto wpierw
> zastanowic sie po co i w jakim celu sie to robi. Jesli zas pogladow sie nie
> udowadnia - ktos moze pomyslec, ze sa to informacje falszywe, oszczerstwa

Nie wiń Niedźwiada, przecież on pisze, że nie chciał opublikować tego listu. Twoje zarzuty w tym punkcie sa zatem bezzasadne.

> ..bo to , jak jedna pani powiedzial drugiej pani o trzeciej pani - to jest
> schemat plotki. Trudno by tu obronic zarzut, ze ta wiadomosc nie byla plotka

Co było plotka list???? Nie - przecież został napisany.
Jeśli ktoś jest winien, to wydawca, bo rozsiewa "plotki", które nie były adresowane do publicznej wiadomości.

> Jesli sie wiec Jamesa nie zna, to po co go krytykowac? moze wpierw warto go
> poznac zanim sie wezmie za krytyke? A jesli juz krytykowac to swoja krytyke
> uzasadnic, podac argumenty i sady krytyczne udowdnic?

Nie widziałem krytyki Jamesa w liście Niedźwiada, tylko informację, że pewne źródła go nie lubia i nie darza szacunkiem, należytym czy też nie!!!

> moze zanim cos sie powie na forum publicznym, warto wpierw sie zastanowic?
> zeby slowa byly wywazone, jak od meza odpowiedzialnego za to co mowi...

Jak zostało powiedziane wcześniej, ten list nie był adresowany do publiczności, tylko do Marka, wydawcy.
Więc Stefan, nie zaogniaj, bo wydaje się, że teraz to już zrobiłeś to naumyślnie.

Ja osobiście szanuję Niedźwiada, szanuję również Jamesa.
Niedźwiad się wytłumaczył.
Winien jest... Otóż tu jeszcze bym się wstrzymał z sadem. Jeśli ktoś ma być, to na razie wychodzi, że wszyscy po trochu, ze wskazanie na wydawce, który raczył opublikować, prywatny - jak wychodzi z tłumaczeń - list...
Czy się mylę? Poczekam na odpowiedź wydawcy.
Każdy może mieć swoje zdanie na jakiś temat.
Ja też swoje mam. Ale nie chciałbym, żeby wszystkie moje kotrowersyjne wypowiedzi, były publikowane w ogólnopolskim kwartalniku.
Który zreszta namiętnie czytuję.

(...)

Nie lubię jak ktoś - a takie odnoszę wrażenie - próbuje zaogniać konflikt, który dla mnie prawie nie istnieje. Mówię tu o "konflikcie" między ludźmi zreszonymi w stowarzyszeniach wzorujacych się na historycznych stowarzyszeniach plemiennych a pozostałymi sympatykami PRPI. Oni po prostu nie chca rozgłosu, działaja - na swój sposób.

Podobnie jak ludzie nie zrezszeni w takowych stowarzyszeniach. Niech zatem każdy robi swoje i nie wtraca się na siłe w sprawy innych. Tak będzie dobrze.

Nawet ja na swój sposób działam.
Tu ukłony do Cienia, Bluewinda, Jagny i.... i wszystkich, których nie znam a działaja.
Bezimiennych, których głos się tu nigdy nie pokazał, a wiem, że mogliby powiedziec dużo i wszystkim tu gadajacym pokazać, że można zajać się poważnymi sprawami.
Więc ludziska do dzieła a nie strzępicie tu język po próżnicy, tak ja to teraz zrobiłem.

Mam ciagle nadzieję, że lista stanie się forum wymiany informacji, a nie miejscem, w którym wytyka się - słusznie czy nie - błędy innych. (...)

Jeszcze o Jamesie.
Przykro mi, że list ukazał się w Tawacinie.
Przykro mi, że został przetłumaczony osobie, o której w liście wspomniano.
Ale należało go panu Robideau przetłumaczyć.
Czekam na odpowiedź redaktora.
Czy redakcja, też się pomyliła, bo w liście nie było wyraźnie zasugerowane, że to jest list prywatny???

Pozdrawiam serdecznie

Radek Walczak (08.10.02)




Ostatnio często miewam różne okazje. Miałam zatem okazję być przy czytaniu tego artykułu. Miałam okazję widzieć poruszenie Jima. Sama poczułam głeboka konsternację, kiedy to przeczytałam i nadal z osłupienia wyjść nie mogę, czytajac wasze wypowiedzi. Zgadzam się z Bluewindem, uważam, że dobrze zrobił, pokazujac Jimowi ten donosik. Tak, mam właśnie taka ochotę nazwać artykuł Niedźwiada donosikiem. Możecie, myśleć, że to kumoterstwo, bo jestem kumpela Darka.

Kiedy byłam w Pine Ridge, nikomu nie zrobiłam nic złego, nie rozbiłam niczyjej rodziny, nikogo nie okradłam, przytulałam wszystkie dzieci i głaskałam wszystkie psy, a jednak kiedy tam byłam, cały czas ktoś był w domu, bo mój przyjaciel Guss powiedział mi, że w rezerwacie jest czasem niebezpiecznie. Nie ukrywał tego przede mna. Nie tworzył klosza, nie powiedział mi, Kasia, jak świetnie, że jesteś, wszyscy cię kochaja. Powiedział mi prawdę.

Jednakowoż nie o tym chciałam pisać. Może za długo byłam w rezerwacie, może coś mi się tylko zdaje, ale zadziwia mnie skłonnośc do dyskusji z których nic nie wynika, poza tym, że dziela ludzi na MY i ONI. O jakim tradycjonaliźmie mówimy ? Guss jest tradycjonalista: mówi po lakocku, zna chyba wszystkie pieśni, chyba wszystkie tance,uczy dzieciaki języka i tradycji, i co znamienne dla tradycjonalistów, NIE PIJE ALKOHOLU. Do tego jest Lakota, ale to już drobiazg. Więc jeśli ktoś mi mówi, że jest tradycjonalista pociagajac piwo, to ja mu nie wierzę. Więc zostaję przy wersji Niedźwiada o przebieraniu się.

Czytam Wasze wypowiedzi ale nie moge doszukać sie w nich niczego konstruknywnego. Nie zauwazyłam w nich próby porozumienia, tylko chęć udowodnienia własnych racji. Umówmy się, że wszyscy mamy rację, Niedźwiad też - abstrahujac od formy w jakiej to wyraził - bo czuje żal i ma do tego prawo. Nie rozumiem tylko, dlaczego on sam tak malo ma do powiedzenia w tej sprawie. A szkoda, bo może zranił kogoś i może dobrze by było, żeby przez wargi mu przeszło słowo "przepraszam".

Może dobrze by było, gdybyśmy spróbowali pomysleć o tym, co możemy zrobić, by nie działać przeciwko sobie. Co możemy zrobić, by nikt z nas nie czuł zazenowania, słuchajac lub czytajac wypowiedzi innych. Nie chcę, naprawdę nie chcę czuć zakłopotania graniczacego ze wstydem, kiedy na spotkanie z Jimem przychodzi jakis koles w garniturku i odpytuje go ze znajomości lakockich historii, bo - wiedziony pewnie instynktem stadnym - ma potrzebę ośmieszenia Jima i udowodnienia, że Niedźwiad & co. maja rację.

Większość z nas wie, że w rezerwatach pracuja sumiennie chłopaki z FBI. Robia swoja krecia robotę z niezłym skutkiem, jak wiemy. Kiedy dzieje się coś dobrego, chłopaki wchodza i rozwalaja wszystko od wewnatrz. Załóżmy hipotetycznie, że tajemniczy informator Niedźwiada jest świadomie lub nieświadomie manipulowany przez tych smutnych panów. I co? Nie ma to jak skłócona, rozbita grupa. Kiedyś Guss powiedział mi, że plemiona sa jak dłoń. Ale nie jak otwarta dłoń, a jak pięść.

Jeśli oni, ponimo trudności, potrafia się zjednoczyć i być jak pięść to może i my spróbujemy przynajmniej nie walczyc przeciw sobie.

Czekam na jakiekolwiek propozycje.

Kasia Boguszewicz (08.10.02)






tomb28@o2.pl wrote:
> Czesc. Na liste pisze pierwszy raz, ale nie moge juz wytrzymac tego co pisze Stefan.
> Mam propozycje moze bysmy tak obsmarowali na liscie Marka Maciolka za to ze
> opublikował list tak samo, jak zostal obsmarowany Niedzwiad). Co wy na to?

ZOSTAWMY TO, CO??? Sa chyba ciekawsze tematy.
A Maciolek, jako Naczelny, nie moze wprowadzac cenzury.
Podobnie bylo z listem Misao. Ale nie wracajmy znow do tego, blagam, nieeeeeeeeeee!
Trudno byc Naczelnym, uwierzcie. Marek robi kawal naprawde dobrej
roboty i nic z tego nie ma procz satysfakcji.

Nie polecam rzucac sie na Marka...

(...)

Mysle, ze sprawa listu Niedzwiada do Tawacinu nie jest warta dalszej dyskusji, co sie stalo sie nie odstanie. Niedzwiad napisal co i jak bylo. A ze troche sie chyba spoznil z zastrzezeniem, ze to list prywatny i nie dogadali sie z Naczelnym Tawacinu, bo druk juz ruszyl - to inna sprawa. Zdarzaja sie takie wypadki, coz. Na przyszlosc nauczka, zeby byc ostrozniejszym. A wlasne zrodla kazdy moze miec i nie musi ich podawac. Demokracja ;-) ?

Jim jest informowany o tym co sie u nas dzieje. Zaufal nam. Dlatego wydawalo sie sluszne po czesci mowienie tez o tym, co u nas nie zawsze dzieje sie dobrze. W Dakocie czy gdzie indziej tez sa problemy.

Nie wiem czy lista powinna sluzyc roztrzasywaniu problemow. Chociaz zawsze warto podyskutowac przeciez :-) Ale nie skupiajmy sie na nieporozumieniach, bo gdzies zagubic sie moze sens i tak sie zagmatwamy, ze w sumie nie bedziemy wiedzieli o co wlasciwie tak naprawde chodzi.

W najblizszym czasie pow wow w Katowicach - ktos sie wybiera? Jakies oczekiwania, przeczucia co sie bedzie dzialo? Jakies plany specjalne? To chyba pierwsze takie pow wow w Polsce? Nie liczac paru spotkan kiedys w Bialymstoku, na ktorych mialem przyjemnosc byc, ale to bylo daaaaaaaaaawno temu. No i pewnie paru innych, o ktorych nie wiem.

A co z sesja w styczniu? Ktos z "listowiczow" sie wybiera, oprocz tych co z Warszawy?

Ciekawy wiesci ze swiata,

Dariusz "Bluewind" Kachlak (08.10.02)




Jak to było z listem Niedźwiedzia...
(...)
Redakcja "Tawacinu" jest ze wszech miar nietypowa. Każdy z redaktorów mieszka w innym mieście, prowadząc mniej lub bardziej normalne życie zawodowe i poświęcając na sprawy Indian i kwartalnika nieco swego wolnego czasu. Dzieląca nas odległość prowadzi czasami do dziwnych sytuacji, bo nie wszystko da się ustalić przez telefon czy w mailu.

Przed oddaniem numeru 2[58] lato 2002 do drukarni, posłałem Niedźwiedziowi mailem cały blok "Dwie strony Ruchu" zawierający także ostateczną wersję jego tekstu, przygotowaną do druku. Z nieznanych nam obu przyczyn list ten nigdy do niego nie dotarł, zatem Niedźwiedź nie miał możliwości wprowadzenia ewentualnych zmian. Brak odzewu z jego strony uznałem za brak uwag do tekstu i podpisałem numer do druku. Gdy spotkaliśmy się tydzień później, usłyszałem od Niedźwiedzia, że wolałby jednak pominąć ten fragment o Jamesie. Niestety, na to było już za późno. Niedźwiedź stwierdził, że trudno, będzie musiał się teraz ludziom tłumaczyć...

Właściwie z nieporozumienia i niedoskonałości urządzeń technicznych zrodziła się ta całkiem ciekawa dyskusja, rzucająca nowe światło na to, jak to z nami jest.

Marek Maciołek (10.10.02)