W poszukiwaniu Wizji

Na poszukiwanie wizji wybrałem się razem z moją nauczycielką z grupy północnych Czejenów. Jest znana jako "Strażniczka Świętej Czapki Bizona" i ma 85 lat. W jej plemieniu nazywana jest "Kobietą, Która Wszystko Wie". Ona i jeszcze jedna młodsza medicinewoman zaprowadziły mnie w pewne miejsce w Południowej Dakocie, które nazywane jest Bear Butte. Zaczyna się na płaskiej prerii i rozciąga się aż do Czarnych Wzgórz. Jest to tradycyjne miejsce modlitw i poszukujących wizji Siouxów oraz Czejenów, już od dawien, dawien dawna

Czejenowie twierdzą, że kiedy pościsz í modlisz się, oczyszczasz swoją duszę i uczucia. Potem udajesz się na cztery dni i cztery noce, odziany jedynie w skórę bizona, na szczyt góry, i tam pozostajesz bez jedzenia i picia, modlisz się i prosisz o wizję. Udałem się na takie właśnie poszukiwanie wizji.

Młodsza z kobiet prowadziła mnie. W połowie drogi na szczyt przygotowała dla mnie posłanie. Po wypaleniu fajki i rozmowie, zostawiła mnie samego. Czas dany mi spędzałem na modlitwie o wizję.

Kilka chmurek przesunęło się po niebie, było jeszcze bardzo ciepło, pomimo późnej jesieni. Całkowicie zadowolony położyłem się na ziemi. Koło mnie wyłania się nagle kobieta, starsza ode mnie, właściwie jednak nie kobieta. Jest bardzo prosto odziana w skórę, i co mnie zaskoczyło, jej szyja nie jest przyozdobiona. Jej włosy są spięte w długi warkocz, stoi koło mnie i zaczyna mówić.

Kiedy tak do mnie mówi, przyjmuję jej słowa, ale nie docierają do moich uszu, w sumie wcale nie słyszę jej mowy. Wydaje mi się, jakby szept docierał do mnie przez mgłę, przenika mnie, wiele z tego mogę przełożyć na słowa, ale nie wszystko, zupełnie jakby coś wychodziło z mojego żołądka i rozprzestrzeniało się. Może więc te słowa są moimi własnymi myślami, a ja odkrywam jedynie coraz bardziej to, co już od dawna we mnie tkwi...

Mówi mi, że ziemia jest w potrzebie, że kraj jest w niebezpieczeństwie, że na tej ziemi, Żółwiej Wyspie, Turtle Island, tej amerykańskiej ziemi, źle się dzieje. Mówi, że wzrastająca wciąż, agresywna, analityczna, intelektualna, potężna energia doprowadza do całkowitego rozpadu równowagi w świecie, niszczy delikatność, czułość, troskliwość, bezpieczeństwo. Mówi, co pomaga: zastanowienie i przywrócenie równowagi. To, że straciliśmy równowagę, stawia nam zadanie jeszcze większego zwrócenia się do środka naszych wnętrz, tam, gdzie mieszka odczuwanie, szacunek, spokój.

Mówiła do mnie jak kobieta, było dla mnie zrozumiałe, że to posłanie jest skierowane przede wszystkim do kobiet. Ale nie tylko im potrzebna jest pomoc wzrastania w sobie, to samo dotyczy mężczyzn.

Kobiety są do tego stworzone. Dla nas naturalnym jest uczucie i bliskość wnętrza. Tak jest stworzone nasze ciało. Ale kobiety w naszym społeczeństwie czynią sobie same krzywdę. Żadna z nas nigdy nie uczyła się, jak to robić. Wiemy, jak co robić, wiemy jak coś stworzyć, jak coś robić, coś spróbować. Ale musimy się przyznać, że czasem nie umiemy podołać naszym zadaniom. Są sprawy, o których wiemy bardzo niewiele. Powiedziała mi, że każda kobieta musi znaleźć swoje własne miejsce mocy, i całe społeczeństwo, napełnione nią, potrzebuje jej nawzajem, żebyśmy wszyscy mogli iść prostą drogą życia. O tych wszystkich rzeczach mówiła do mnie, o tym, co może nas oczyścić, o tym, że wszyscy jednakowo potrzebujemy miłości i światła pojednania.

Kiedy skończyła, stała przede mną jeszcze przez chwilę. Jej stopy pozostawały nieruchomo w miejscu, w którym się przez cały czas znajdowała, ale jaj ciało wystrzeliło nagle łukiem w górę i rozciągnęło się w tęczę na niebie, z jej głową na końcu łuku. Potem światła tworzące tęczę rozbłysły w nieskończenie piękny i kolorowy fajerwerk, wytryskując z jej stóp, wciąż mieniąc się nieprzebraną ilością kolorów. I wtedy zniknęła.

Brooke Medicine Eagle; Nez Perce i Sioux

****

Podarunek Ciszy; Literatura