Pierwsza strona Zlotu

Zlot jest dla mnie niemalże "wydarzeniem historycznym". I jak każda karta historii ma dwie strony.

Pierwsza strona Zlotu

"Słońce dosięgło rzeki, musnęło blaskiem drobne fale, które zaczęły mienić się, jak łuski ławicy drobnych rybek,uciekających przed atakujących ich podwodnym drapieżnikiem. Na południowych preriach przy takich wschodach słońca powietrze jest ciężkie i gęste, wydaje się,że można je ciąć nożem na duże plastry. Wtedy wszystko, co żyje, jest nabrzmiałe i zmęczone, jak starcy, którym wiek pobielił włosy.Czasami przy takich wschodach słońca, kiedy pojawi się najlżejszy nawet powiew wiatru, powietrze natychmiast staje się pełne ruchu i ożywczego zamieszania, ma się wrażenie,że świat odmłodniał, a wszystko wokół staje się piękne i doskonałe.

W pobliżu lasku, przez który przedzierały się promienie słońca, tuż nad brzegiem rzeki stały ułożone półkoliście tipi(...). Jedne poszarzałe od starości z okopconymi płatami dymnymi, inne białe, całkiem nowe, jeszcze bez molowideł rytualnych, gdziniegdzie zaś stały tylko drewniane żerdzie bez skórzanego pokrycia. Widok takiej wioski wskazywał, że obóz został rozbity niedawno."
(SAT-OKH: "Głos prerii")

A moje łzy teraz tak słone
jak słone są skały ziemii
do której wędruje Jego serce
Moja pieśń opłakuje niebo
pod którym zostaliśmy sami
Moja modlitwa w ciszy podąża
szlakiem Jego ostatnim

Choć na naszej Żółwiej Wyspie zabrakło śladów Jego mokasynów, Dobre Duchy przybrały cichą melodię liści, splątanych wokół areny, w szept Jego Spokojnych Słów, a stare Słońce, wędrujące na zachód, uśmiechało się Jego ustami.
Teraz jest Tam Gdzie Mój Ojciec i razem strzegą ścieżek, po których stąpam ja i Bracia, którym dusze rzeźbiono piórami.
Pierwszego wieczoru Czterech Dni, kiedy ostatnie promienie żegnały Tancerzy migotliwym złotym dotykiem, kiedy cała ziemia oddychała rytmem Ich pieśni i drżała modlitwą Ich bólu, kiedy Najwyższy słuchał dźwięku Ich słów, mój duch stanął mocnym płomieniem i skierował moje stopy do Kręgu. Zimny zmierzch zobaczył mnie jednak tańczącą bez serca. Tyle długich dni i nocy czekałam na ten ogień, a kiedy nadszedł czas - nie potrafiłam mu ulec. Złe Zaklęcia Pierwszej Nocy zgubiły moje serce, a mokra trawa tamtych słów wbiła stary popiół w moje oczy. Nagi Księżyc czekał, ale nie zobaczył modlitwy, wzbijającej się do Świata Który Jest Wysoko. Moi Zmarli nie usłyszeli ukojenia, nie potrafiłam modlić się w tańcu, już nie potrafiłam się modlić.
Każdy znalazł swoje miejsce na naszej Wyspie Żółwia. Nie ja. Smutek zabijał moje słowa, codziennie więcej. Milczałam, choć moje usta mówiły. Źle było mojemu sercu na ziemi, nie utkanej z cichego choćby szepty modlitwy. Czasem więc gładziłam rękoma mocny łuk nieba, szukając tam samotnej mądrości. Nie rozkoszowałam się żadnym dniem, spokojnie ucząc się ciszy.
A ostatnim wspólnym ogniskiem moich Przyjaciół, ostatnim, ciepłym brzmieniem bębna przyszła do mnie Pieśń. Bo kiedy słowa nie wystarczają - Ona przychodzi. I pierwszy raz w życiu śpiewałam Ich duszom na dobranoc. I nie przestaję do dziś.
Ojibwa mówią: "Żaden człowiek nie zacznie istnieć, dopóki nie dozna własnej wizji." Ciągle jej szukam, bo muszę znać swoje miejsce w Kręgu, by z Wami być.
Może nie powinni mnie moi Przyjaciele nazywać Kamieniem, bo ciągle jestem tylko Tą Która Czeka.

KAMIEŃ