Annie C. Smith: Refleksje ze szlaku powwow

Photo Co. by Bogdan Viktorio Zdanowicz, 2003

Pamiętam, że kiedy w latach 60. byłam młodą dziewczyną, jeździłam na towarzyskie powwow do rezerwatu Crow. Nie pamiętam tam żadnych konkursów tanecznych, uroczystych wejść w stylu grand entry, czy oceniania tancerzy na punkty.

Kiedy moja rodzina przeniosła się do rezerwatu Flathead, jeździliśmy na powwow każdego 4 lipca. Na początku lat 70. konkursy tańca były już normą. Grupy tancerzy wywoływano według płci i wieku, a sędziowie wybierali zwycięzców w poszczególnych grupach. Przez większość czasu wszyscy bawili się podczas tanców międzyplemiennych i round dance'ów, czasami ktoś dawał pokaz hoop dance - tańca z obręczami. Tony Brown (Lakota/Salish) już w wieku pięciu lat był znanym wykonawcą tańca z obręczami.

Pod koniec lat 70. powwow zostały zdominowane przez konkursy tańca. Tancerzy oceniano nie tylko według tego, jak zaprezentowali się tańcząc w swojej kategorii, ale także jak bardzo uczestniczyli w całym powwow. Opracowano systemy punktowe, które obejmowały grand entry, tańce konkursowe i pokazy. Zmuszało to tancerzy do aktywnego uczestnictwa - czy tego chcieli, czy nie. Widywałam wielu tancerzy, którzy zazwyczaj nosili tylko część strojów, a pełne regalia zakładali tylko na grand entry, pokaz i taniec konkursowy.

W latach 80. pojawiły się tzw. "specials" - konkursy specialne. Były to sponsorowane przez pewne osoby lub rodziny konkursy taneczne w poszczególnych kategoriach, np. tradycyjny taniec męski, kobiecy taniec fantazyjny, itp., odbywające się niezależnie od zwykłych konkursów tańca. "Specials" to dobre określenie na te zawody, bowiem zwycięzców wybiera się w nich nie koniecznie na podstawie umiejętności tanecznych. "Special" stał się metodą uhonorowania wyróżniających się pod jakimś szczególnym względem tancerzy, którzy nie mogliby jednak wygrać zwykłych konkursów.

Pod koniec lat 80. pojawiły się "mega-powwow". Pierwowzorami dzisiejszych mega-powwow były Gathering of Nations w Albuquerque, marcowe Powwow w Denver, Mashantucket Paquot's Schemitzun i Coeur d'Alene's Julyams. Nagrody w głównych kategoriach stały się czterocyfrowe. Konkursy kapel bębniarzy zaczęto nagradzać kwotami pięciocyfrowymi. Mega-powwow złamały długą tradycję: wszyscy - nawet tancerze i bębniarze - muszą teraz płacić za prawo udziału w powwow.

Będąc zarówno uczestniczką, jak i organizatorką licznych powwow przez ostatnie 20 lat, jestem nieco rozczarowana tymi zmianami. Nasze dawne powwow były sponsorowane tylko przez bliskich nam ludzi, a wszyscy przyjeżdżali wyłacznie z powodów towarzyskich. Chodziło przede wszystkim o to, by być razem z rodziną i przyjaciółmi. Obecnie uczestnictwo w powwow zalezy od odpowiedzi na pytania w rodzaju: "Jaki jest host drum?", "Kto będzie MC?", "Jakie są nagrody?", "Czy jest konkurs specjalny w tej lub tamtej kategorii?". Powwow ocenia się na podstawie tego, ile kapel bierze w nich udział, ilu rejestruje się tancerzy, itd. Ilość przeważa nad jakością.

Teraz przyznam, że nic nie może być zawsze takie samo i nietóre zmiany są na lepsze. Ale powinna istnieć jakaś równowaga między tradycją i jawną chciwością. Na przykład, widziałam jak niektórzy zawodnicy oszukują. Oddają innym swoje stroje i numery, okłamują organizatorów mówiąc, dlaczego spóźnili się na grand entry albo dlaczego opuścili jedną rundę konkursu. Podają nieprawdziwy wiek i rejestrują się w kategoriach, w których nie mają prawa rywalizować. To nieuczciwe zachowanie jest tym bardziej gorszące, gdy dzieci postępują tak za wiedzą i zgodą rodziców.

Czy wygranie pieniędzy jest aż tak ważne, że trzeba w tym celu uciekać się do oszustwa? Czy udział w powwow to zadanie, a nie radość?

Moje dzieci tańczą od niemowlęctwa. Uczestniczą zwykle w konkursach i czasem dostają nagrody. Zawsze przypominam im, że powinny być wdzięczne za to, że mogą tańczyć, za to, że są wystarczająco zdrowe, by wziąć udział w powwow i że powinny być dumne z tego, iż niosą część swojej kultury i tradycji. Wszystko to jest ważniejsze, niż wygranie konkursu za nie wiem jakie pieniądze.

Podczas niektórych mega-powwow trzeba pokazać swoje plemienne ID i legitymację z numerem ubezpieczenia społecznego, by zostać zarejestrowanym w konkursie. Wygląda to na przegięcie, ale jest to próba ukrócenia opisanych wyżej nieprawidłowości. Na nieszczęście, pokazuje to, jak daleko od tradycji może odejść praktyka powwow - niegdyś otwartych dla wszystkich i za darmo.

Kiedy byłam dzieckiem, rodzice uczyli mnie, że słowa Indianina są prawdziwe i że jako Indianka powinnam przestrzegać tej zasady. Zapytajcie sami siebie, czy cenicie uczciwość i prawdę zgodnie z tradycjami swoich przodków, czy tylko sukces za wszelką cenę, poklask tłumów oraz pieniądze na dobre życie i kolejne "tradycyjne" błyskotki. Zapytajcie sami siebie, czego nauczyliście swoje dzieci.

Z "Indian Country Today" (15.08.2002) przełożył Cień

Zobacz tez: Annie C. Smith: "Na szlaku pow-wow"