Boliwia/Chile 17.07.2003

Gnijemy w Santiago de Chile…

3 maj, Ayaviri, z twórcami muzeum imienia Manuel Chávez Ballón: Jorge Calero i Mildred Fernandez (stoj¹ pierwsi od prawej) oraz z zespo³em muzycznym Los Sicuris

Witajcie znowu!

 

Od czego zaczac... moze od rzeczy najbardziej bulwersujacej.

 

Copacabana to duze centrum religijne, poswiecone Matce Boskiej. Oficjalnie, obiektem czci jest figura wyrzezbiona w bodajze w Siedemnastym wieku przez Indianina Toto Yupanqui. Oficjalnie.

 

W rzeczywistosci, autentyczna figura przez jakis czas lezala w kacie przykoscielnego muzeum (z tego okresu mamy w domu w USA jej zdjecie), a teraz zniknela. Co najciekawsze, w muzeum tkwi zapomniana jej fotografia, i stojac obok tej fotografii Szanowny Pan Przewodnik tlumaczy, ze oryginalna rzezba od chwili koronacji (juz w XX wieku) nie rusza sie ze swojej kaplicy. Co jest bzdura, i kazdy glupek nawet z daleko posunieta katarakta moze stwierdzic, ze figura z kaplicy i figura ze zdjecia to dwie rozne figury!!!

 

Sergio opowiada, ze dawniej kiedy ta prawdziwa lezala wyrzucona w kacie muzeum, pytal przewodnikow i ksiezy dlaczego nie czci sie jej, tylko ta druga, i odpowiedzia bylo sakramentalne "nie wiem"...

 

Poza tym, pracujemy i pracujemy. Odwiedzilismy wspolnote Capilaya, proszac mieszkancow o pozwolenie na wykopaliska. Sa mili i uprzejmi, problem w tym ze w ciagu ostatnich kilku lat wiekszosc stala sie protestantami. A pastorzy protestanccy (naplywajacy glownie z USA) maja to do siebie, ze wszystkie ruiny uwazaja za dzielo Szatana. Skutek jest taki, ze aktualnie miejsce po starozytnej swatyni jest absolutnie plaskie. Wszystkie pilary i wieksze kamienie zostaly zabrane i daleko wyrzucone... Kiedy Sergio i Karen odkryli to miejsce kilka lat temu, jeszcze bylo widac, gdzie stala swiatynia, dzisiaj nie widac nic....

 

Coz, starzy ludzie w Ch'isi pamietaja, ze kiedys (wiele lat wczesniej zanim Sergio i Karen odkopali i zrekonstruowali tamtejsza swiatynie sprzed 2200 lat) nad ziemia sterczal monolit z wyryta ludzka twarza z promienami. Owczesny ksiadz, tak samo jak dzisiaj protestanci, uznal to za dzielo szatana i co prawda nie mogl ruszyc calego monolitu, ale odrabal mu glowe i wyrzucil do jeziora. Potem, kiedy Sergio i Karen pracowali w Ch'isi, mieli scysje z protestantami, ktorzy przychodzili po nocach i sabotowali prace, bo to "dzielo Szatana"...

 

Potem boliwijski koodyrektor zabral nas do innej wspolnoty, Kalaque, gdzie on znalazl swiatynie, tez przynalezaca do tradycji kulturowej Yaya-Mama (znajdujacej sie w centrum zainteresowan naszego projektu). Kalaque jest super. Odizolowane od swiata, ludzie sa tam bardziej tradycyjni i nie ma problemu z protestantami ani innymi fanatykami religijnymi. Co prawda, monolity zostaly zabrane z terenu swiatyni, ale nie wyladowaly na dnie Titicaca. Tkwia po domach, czczone do dzisiaj...

 

Taka jest wlasnie Tradycja Yaya-Mama. Narodzila sie okolo 800 r.p.n.e., a jest ciagle zywa...

 

Poza tym, od niedzieli gnijemy w Santiago de Chile, z racji Kongresu Amerykanistow, ktory siê wlasnie tu odbywa, i gdzie Sergio ma dwa referaty (jeden byl w poniedzialek, drugie bedzie jutro).

 

Co za roznica w porownaniu do Boliwii. Po pierwsze typy ludzkie. Indian wymordowano tu znacznie staranniej (duza w tym "zasluga" Pinocheta, dla ktorego kazdy Indianin byl potencjalnym komunista)... wiekszosc ludzi na ulicach jest bialutka. Rdzenne tradycje - hehe, pizza, Mac Donald, rock i moda amerykanska/europejska. To co nazywaja tu "tradycyjnym" to cienkie kopie rzemiosla boliwijskiego i peruwianskiego. Podczas oficjalnego rozpoczecia Kongresu byl koncert muzyki "tradycyjnej", zespolu ktory sie nazywa Inti-Illimani. Illimani to nazwa wiecznie osniezonego szczytu w Boliwii. Tak, jakby Chile nie mialo wlasnych... (np Aconcagua:) Muzyka zenujaca. Raz uslyszeli jak graja muzycy z Peru i Boliwii i wydaje im sie, ze potrafia splodzic cos podobnego. O zgrozo, podobno jest to najlepszy w Chile zespol grajacy muzyke tradycyjna. Jesli tak jest, to wspolczuje Czilijczykom....

 

Dzisiaj jestem wykonczona. Dwie godziny chodzilismy po centrum miasta (w okolicy Plaza de Armas, Placu Broni, czyli najbardziej reprezentacyjnego placu w miescie, w poszukiwaniu restauracji z jakims zjadliwym jedzeniem. To nieprawdopodobne, ale naprawde jedyne co tu serwuja to pizza i hamburgery!

 

Chile to podobno jeden z najbogatszych krajow Ameryki Pd. Jesli tak, to ciekawe, dlaczego tak wiele tu prostytucji - w La Paz czy Cuzco nie rzuca sie to w oczy az tak bardzo jak tu... jeszcze nigdy nie widzialam, zeby prostytutki rozdawaly ulotki ze swoja reklama (!) w bialy dzien tuz przed katedra, huh!

 

Co do konferencji, ciekawie. Poznaje duzo ciekawych ludzi, i troche nieciekawych tez (z tego rodzaju, co to uczestnicza we wszystkich konferencjach, pilnie notuja czy wrecz nagrywaja, a potem wydaja ksiazki twierdzac, ze oni sami to wszystko wymyslili). Wiekszosc referatow ciekawa, tylko jeden pan mnie uspil (mruczal pod nosem cedzac slowa przez gesta brode, i przez cale pol godziny nie puscil ani jednego slajdu), a jeden zdenerwowal (na podstawie wlasnych domyslow nie popartych niczym tworzy wieeeeelkie teorie).

 

Poza tym, swietnie sie bawimy. Bylismy dzisiaj w jednym muzeum z wystawa nt wojny miedzy Chile a Peru/Boliwia (1879, Chilijczycy zabrali wtedy Boliwii dostep do morza oraz spalili biblioteki i spladrowali muzea w Peru, od tego czasu nie ma przyjazni miedzy tymi krajami) i napisalismy w ksiedze gosci "oddajcie morze Boliwii!". A co! Narobili smrodu, niech wiedza, ze opinia publiczna jest przeciwko nim ;o)

 

To na razie wszystko, usciski z Santiago de Chile,

Stasia