Z archiwum "X"...


Krwawe masakry i bezlitosne gwałty, brutalne wypędzenia i oszukańcze umowy - to fakty wstydliwe, ale znane, od wieków towarzyszące kontaktom tubylców Zachodniej Półkuli z przybyszami z Europy oraz ich amerykańskimi potomkami. Podobnie zresztą, jak pojęcia kolonializmu, ludobójstwa, dyskryminacji, rasizmu. Wiele z nich budzi skojarzenia ze znanymi z historii wydarzeniami lub przywołuje w wyobraźni dramatyczne sceny z kina i telewizji. Inne kojarzą się raczej z podręcznikowym językiem naukowców, prawników i polityków.

O części z nich skłonni jesteśmy myśleć raczej jako o faktach historycznych, należących już dziś do przeszłości. Ze zdumieniem słuchamy o kolejnych egzekucjach tubylczych działaczy, dokonywanych przez "nieznanych sprawców" i "szwadrony śmierci", lub o wioskach w dżungli, ostrzeliwanych i bombardowanych z helikopterów. Inne traktujemy jako przypadki marginesowe i bez większego znaczenia, bądź jako nieuniknione koszty przemian i postępu cywilizacji.

Ale są też pojęcia - i kryjące się za nimi fakty - o których wiemy niewiele, które z niczym i z nikim konkretnym nam się nie kojarzą, których sens i znaczenie dopiero zaczyna docierać do nas i do świadomości ludzi nam współczesnych. Wiele z nich nie trafiło jeszcze z tajnych archiwów do slowników, mediów iświadomosci społecznej, niektóre - powoli, lecz nieubłaganie wychodzą na jaw. To za naszego życia świat zaczął mówić głośno o "kwaśnych deszczach", "skażeniu popromiennym", "czystkach etnicznych" i "klonowaniu". Czy dzisiaj wielu z nas wie, co oznaczają pojęcia - "etnobójstwo", "kradzież własności intelektualnej" (także przez Internet!), lub "komercjalizacja bioróżnorodności"? Albo na czym polega różnica między "self-determination" a "free-determination" (i jak nazwać to po polsku)? A ilu z nas potrafiłoby podać jakieś przykłady?

"W imię nauki..."

Potrzebujemy wciąż nowych pojęć do opisania świata końca XX wieku i tego, co z nim robimy. A robimy rzeczy piękne i straszne. Mądre i głupie. Fascynujemy się nowymi wynalazkami i odkryciami. Ale stosujemy też nieznane dotąd bronie i popełniamy nowe rodzaje przestępstw. Nie "my"? Świetnie! Ktoś jednak to robi - w Bośni, Czeczenii, Zairze i Tybecie. W Newadzie, w Chiapas i nad Amazonką.

Zbrodnia niejedno ma imię. W dzisiejszym świecie nierzadko kryje się za pięknymi hasłami lub uczenie brzmiącymi pojęciami. Ziemia Indian i jej bogactwa są wciąż łakomym kąskiem, obiektem pożądania. Jedni popełniają tam przestępstwa, inni "tylko" wyrządzają krzywdę, zadają cierpienie, popełniają nadużycia. Dlaczego? Z chciwości, bezmyślności, niewiedzy. Albo w imię nauki, postępu, "dla dobra ludzkości". Czy dla dobra Indian też? Być może. Ale czy ktoś ich najpierw zapytał, czy sami tego chcą? Czy się na to zgadzają?

Czy dla naszego dobra również? Możliwe, że tak. Ale czy o tym wiemy? Czy wyrażamy na to zgodę, czy nie bywamy czasem wspólnikami w zbrodni, krzywdzie, cierpieniu? Nieświadomymi - zgoda. Ale czy nieświadomość zwalnia nas od odpowiedzialności? Czy cena za owe "dobro" nie jest zbyt wysoka? I czy płacą ją ci, którzy odnoszą korzyść? Czy ktoś zwolnił nas z opisywania nie-naszego świata? Zbyt wiele pytań, jak na prostą drogę ku lepszej przyszłości...

Ktoś powie, że nas to nie dotyczy. Jeśli nie nas, to być może kogoś kogo znamy. Jeśli nie dziś, to może już wkrótce... Dlatego, wędrując po rozmaitych indiańskich ścieżkach, warto też czasem przystanąć, spojrzeć dalej, zagłębić się pod powierzchnię zjawisk. Inaczej nie tylko Indianie, ale każdy z nas może posłużyć któregoś dnia za "świnką morską", wykorzystaną do czyichś eksperymentów.

"Dla dobra ludzkości..."

W 1991 roku 26-letnia Indianka z plemienia Ngobe z Panamy trafiła do stołecznego szpitala. Lekarze stwierdzili ciężki przypadek białaczki. Krew pacjentki, pobrana do rutynowych badań, trafiła jednak nie tylko do szpitalnego laboratorium, ale także - jako "próbka materiału genetycznego" - do ośrodka badawczego w Stanach Zjednoczonych. Lekarze odmówili ujawnienia nazwiska pacjentki. Jeśli nawet żyje, to wątpliwe, by zdawała sobie sprawę z tego, że dwóch amerykańskich naukowców, Michael Dale Laimore i Jonathan E. Kaplan, ubiega się o prawo własności do cząstki jej ciała. I że choć odbywa się to bez jej wiedzy i zgody, to działanie takie wspierane jest z mocy prawa przez sekretarza handlu USA, który odpowiada za sprawy patentów na odkrycia naukowe.

Obaj naukowcy utrzymują, że prowadzą analizy genetyczne zmierzające do lepszego poznania ludów tubylczych Ameryki oraz badania nad powodującym chorobę AIDS wirusem HIV. Jednak ich działania wskazują też na inne, bardziej komercyjne, intencje. W 1993 roku złożyli oni "priorytetowy" wniosek o przyznanie patentu nr US612707 na "Ludzki wirus limfotroficzny typu 2 od Indian Guaymi z Panamy". W podaniu zaznaczono, że wirus pochodzi z "materiału komórkowego 26-letniej kobiety Guaymi, mieszkającej w Panamie". Wniosek patentowy zarejestrowano w Światowej Organizacji Własności Intelektualnej pod numerem US9108455.

W tym samym okresie w podobny sposób, jako źródło materiału do eksperymentów genetycznych, potraktowano setki panamskich Indian. Wyjazd naukowców w celu pobrania próbek Kaplan opisał następująco: "Spędziliśmy sześć dni w Canquintu. Część lekarzy pracowała w ośrodku zdrowia, przepisując leki Indianom Guaymi, podczas gdy inni pracowali z pielęgniarkami, przeprowadzając wywiady z mieszkańcami wioski i pobierając kolejne próbki krwi." Nikt nie poinformował Indian o zamiarach lekarzy ani o przeznaczeniu próbek - wiedzieli o tym tylko naukowcy.

Świadkowie potwierdzają, że z pobranych próbek krwi korzystali lekarze z panamskiego Gorgas Memorial Laboratory i że przesłano je następnie do dwóch ośrodków w USA. Pozornym celem było badanie jednej z postaci raka krwi oraz ludzkiego wirusa limfotroficznego. Ale krótko potem wystąpiono też o przyznanie patentu, czyli prawa własności do odkrycia dokonanego w wyniku badań na kradzionych tkankach ludzkich, co wzbudziło wątpliwości i protesty.

Sprawa Guaymi została ujawniona w międzynarodowym środowisku obrońców praw człowieka i w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Kongres Generalny Indian Ngobe-Bugle i Konges Generalny Kuna oraz inne panamskie organizacje tubylcze wydały oświadczenia potępiające przyznawanie tego rodzaju patentów. Władze Panamy, podobnie jak większości zwykłych ludzi, nie przywiązuje jednak większej wagi do tej sprawy. Społeczność międzynarodowa dopiero stoi przed problemem określenia prawnych i moralnych zasad prowadzenia badań naukowych za wiedzą i zgodą ludzi, którym pobiera się organy, tkanki lub materiał genetyczny do tego rodzaju badań.

W wyniku protestów w Europie i Ameryce Płn. wniosek patentowy złożony w USA został wycofany, a przynajmniej tak twierdzi magazyn "Science" z 5 listopada 1993 roku. Tam też zacytowano Kaplana, ktory stwierdził, wbrew swoim oświadczeniom o humanitarnym celu badań, że wniosek wycofano, "gdyż nie miał wartości komercyjnej".

"Do ostatniej kropli krwi..."

Naukowcy kryją się za hasłami o działaniu dla dobra ludzkości i bronią się twierdząc, że nie mieli zamiaru skrzywdzić wykorzystanej dla ich celów tubylczej społeczności. Nie ma jednak watpliwości, że nadużyto zaufania i złamano prawa 26-letniej Indianki Ngobe i wielu jej współplemieńców. Trudno przewidzieć, jakie byłyby konsekwencje opatentowania wyników badań opartych na tego rodzaju przestępstwie lub odstąpienia praw do nich któremuś z koncernów medycznych.

Nie tak dawno temu prezydent Clinton przeprosił publicznie społeczeństwo amerykańskie za eksperymenty przeprowadzane przez władze USA w początkowym okresie badań nad bronią jądrową. Bez wiedzy i zgody zainteresowanych testowano wówczas działanie bomby atomowej m.in. na żołnierzach oraz ludziach mieszkających w pobliżu poligonów jądrowych w stanie Newada (w tym Zachodnich Szoszonów). W wyniku próbnych wybuchów ginęli wówczas nieświadomi zagrożenia ludzie, a wielu innych choruje do dziś, nie znając prawdziwej przyczyny swych cierpień.

Władze byłego Związku Radzieckiego, Chin oraz innych mocarstw jądrowych do dziś nie zdobyły się nie tylko na podobne przeprosiny, ale także na ujawnienie prawdy o rozmiarach i skutkach podobnych eksperymentów w innych krajach. Wiele z nich prowadzono na terenach zamieszkałych przez nieświadomą niebezpieczeństw ludność plemienną. W wielu z nich z premedytacją poświęcano życie i zdrowie Indian, łamano ich prawo do informacji i decydowania o własnym losie.

Dziś eksperymenty i badania naukowe ingerują nierzadko daleko głębiej w przyrodę i organizm człowieka. Sięgają pojedynczych komórek, kodu genetycznego, cząsteczek DNA. Dziś w laboratoriach na całym świecie klonuje się rośliny i zwierzęta, a jutro? W tych okolicznościach hasło walki "do ostatniej kropli krwi" nabiera nieoczekiwanie zupełnie nowego znaczenia.

Marek NowoCIEŃ



Powrót do spisu treści

Powrót do strony głównej