To był mój pierwszy zlot…

 

Jak to dobrze, że ludzie jeszcze zabierają czasami autostopowiczów, bo gdyby nie pewien miły pan, dużo zlotowego czasu upłynęłoby beze mnie.

Co się będę trudziła, nie dam rady opisać mojego pierwszego widoku rozstawionych tipi. To było podniecenie pomieszane z pasją, radość trzymająca za rękę ciekawość, zmęczenie ciągnące się za chęcią, aby jak najszybciej znaleźć się bliżej... Magia!

Wszystko, co doświadcza się po raz pierwszy, przeżywa się o wiele bardziej intensywnie. I tu mam na myśli moje pierwsze pow-wow. To było naprawdę wspaniałe uczucie, gdy dźwięk bębna splótł się ze śpiewem rozkrzyczanego zespołu. Nastał wieczór, zrobiło się chłodniej, pobiegłam do namiotu po sweter, a gdy go na siebie narzuciłam zrozumiałam, ze to nie od zimna mam te dreszcze. Kupiona płyta, której teraz słucham, niestety nie oddaje klimatu, którego wtedy mogłam doświadczyć w Kręgu na pow-wow... A ja już do niego tęsknię...

Ludzie rzeczywiście byli niezwykle przyjaźni. Pewnie nie wszyscy, ale ja miałam szczęście spotkać jedynie tych, którym idee braterstwa nie są obce. Pozdrowionka dla Bluewinda, dzięki któremu miałam możliwość pomieszkania w tipi. Dla mnie to była naprawdę przyjemność "polować" na drewno, przynosić je, rozniecać nocą ogień... Obym za rok przyjechała już z własnym... i obym już nigdy nie wylała całego garnuszka świeżo zaparzonej szałwii... ;->

Teraz trochę suchej opinii :-) To był mój pierwszy zlot, może nie mam skali porównawczej i wiele drobiazgów organizacyjnych mi umknęło, ale te które zauważyłam, wypiszę.

Jeżeli chodzi o organizację... Hmm, przyznam, że czasami włóczyłam się po terenie zlotu i nie miałam co ze sobą zrobić. Uważam, ze powinno być nieco więcej zorganizowanych punktów planu. Wieczorne ognska wspominam świetnie (ale one były bardziej, z tego co wiem, spontanicznymi spotkaniami ludzi, niż zaplanowanym koncertem) Piłka nożna - okej, faceci mieli nieco zabawy (nie jestem facetem). Konkurs strzelania z łuku, dotyczy jedynie bardzo wąskiego grona zlotowiczów (popatrzec można, ale co to za frajda...) Tak samo jeśli chodzi o te pływanie kajakami/łodziami... Liczyłam też, że będę miała jednak możliwość nauczenia się chociaż kilku rzeczy, ale żadnych warsztatów (np. zorganizowanych tylko dla kobiet, podczas gdy faceci poszliby na mecz) niestety się nie doczekałam... Warto pamiętać, ze nie każdy ma tyle odwagi aby podejśc do kogoś i poprosić o instrukcje - zwłaszcza gdy jest po raz pierwszy i tak naprawdę jeszcze nie wie do kogo z taką prośbą mógłby się zwrócić... A może ktoś zechciałaby pouczyć jakiś prostych piosenek indiańskich? Z pewnością dużo osób by z takich zajęć skorzystało.

To tyle ode mnie. Co by tu pisać, skoro wszyscy wiemy jak było, prawda? :-) Do zobaczenia za rok.

pacyfka@ios.art.pl