XXXI Zlot PRPI Nowa Wieś Ujska 2007

"Zero romantyzmu"

o cóż, bez bijącego jak młot serca, bez dreszczy, tak jakby obok, czekałam na XXXI Zlot PRPI. Co było tego powodem? Nie wiem. Dopiero, gdy zobaczyłam majaczące w dali tipi, serce zabiło mocniej, ciary po plecach przeszły. Przyspieszyłam więc kroku na tyle, na ile pozwalał mi mój wypchany po brzegi plecak, by dojść jak najszybciej do celu. Przekraczając bramę wejściową, porzuciłam myśli o zwykłym dniu przepełnionym pracą, nawet telefon  wyczuł, co się dzieje i dyplomatycznie się rozładował. Uśmiechałam się…znowu się dzieje…

Moja relacja mogłaby składać się z samych podziękowań – tyle dobrego spotkało mnie przez te kilka chwil. I nie ma co udziwniać tej opowieści– będę dziękować:

Mojemu kochanemu TDK – dzięki Wam poczułam się jak w domu – gigantyczne pokłady dobrego humoru, hektolitry kawy i zupy z psa-nie-psa, odtwarzanie masakry (to a propos rekonstrukcji historycznych), Adaś o poranku, Panda, Pablo, Gosia, Soul Sisters  sprawiły, że (aż głupio w takim podeszłym wieku) poryczałam się na koniec.

            Czerwonym Sukienkom- za spotkanie. Super usiąść w babskim gronie (tak tak,  Lakota, Drzewian i Darek Lipecki też są kobietami!!!!) i pogadać o ściegach, wzorach i wszystkich naszych tajemnicach. W tym roku  spotkanie przebiegało pod hasłem warsztatów z rękodzieła – mam nadzieję, że w przyszłym roku będą widoczne efekty:).

Strażnikom Ognia i samemu Ogniowi – konkretnie żeśmy się w tym roku narąbali (podłączam się pod udział Ola!). A tak na poważnie, uważam, że Centralne Ognisko było naprawdę sercem zlotu. I bardzo cieszy mnie to, że nocą ani przez chwilę nie byłam sama, że znalazł się ktoś, kto o 3:00 godzinie nie miał nic lepszego do roboty, jak zaparzyć kawę Firemenom. Kto nie widział (ba - nie tańczył!) gęsiego Two Stepa pośród  ciemnej nocy, niech żałuje!

Organizatorowi – że toitoie zawsze były czyste (niby taka prowizoryczna rzecz, ale jak uprzyjemnia życie :)), że grzmiał w sprawie ekologii. Może warto zrobić jakąś tablicę uświadamiającą Indianistom, jak można przyjaźniej obcować z Matką Ziemią? Że puszka po piwie (zero romantyzmu – nie oszukujmy się – Indianie coca coli nie pili) może znów stać się puszką piwa, a szampon do włosów nie jest naturalnym składnikiem zbiorników wodnych. Dziękuję za uświadomienie,  jak cennym i  pożądanym dobrem jest wrzątek, którego zaprzestano sprzedawać w Faktorii (dlaczego?- bo tak). Okazało się, że mimo stojącego na gazie gara z gorącą wodą, w lokalu wrzątku nie podają, bo na stronie internetowej było napisane, że wydawane będą obiady, kawa i herbata (sytuacja iście monthy pythonowska).

No i chyba skoro jesteśmy już przy faktorii nie mogę ominąć słynnej dyskoteki. Siedząc przy głównym ogniu,  bombardowały moje uszy głosy boskiej Shakiry, nieżyjącego Kurta i reggae`wego Vavamuffin. Osobiście jestem na nie dla takich wydarzeń na zlocie. Po co przez ten tydzień organizować atrakcje, jakie na co dzień mamy od ręki co wieczór? Ale może jestem za  młoda i nie nasyciłam się jeszcze pierwotną atmosferą panującą na zlotach, gdzie niczym nasi czerwonoskórzy bracia powinniśmy  gotować potrawy na rozgrzanych kamieniach i wstawać ze wschodem słońca by obmyć swe spalone słońcem ciała w orzeźwiających wodach jeziora (równie pierwotnego). Dziękuję, za rozrzedzenie gęstości  romantyzmu w powietrzu.

Temu Na Górze – za pogodę, za to że grzmiało, padało, wiało, grzało – a wszystko we właściwym czasie i o właściwej porze.

Wszystkim – za rozwianie moich obaw, że nic się nie będzie działo. Bo działo się (bez chronologii – ciężko być skrupulatnym przez te parę dni): dzień dziecka, bieg apacki, spotkanie czerwonych sukienek, konkursy strzeleckie, pow wow,  koncerty Sacha Runy, spotkanie o Apaczerii, spotkanie z Jarkiem Wojtczakiem, Dzień Irokeski z zawodami canoe, zupką, syropem klonowym, śpiewami, bizonie jądra, spotkanie dla pierwszoroczniaków… I już spamiętać nie mogę, co działo się jeszcze. A i tak gwoździem programu był najgorętszy zlotowy chłopak, czyli Cieniu, który w tym roku przebił wszystkich starających się uatrakcyjnić zlot (Cieniu jesteśmy z Tobą).

            Z roku na rok poznaję coraz więcej nowych wspaniałych osób, starych znajomych odkrywam na nowo, nie sposób wymienić tu wszystkich, dzięki którym XXXI zlot był dla mnie jednym z najlepszych. Z niecierpliwością czekam na Łazy, gdzie znów będziemy odzierać się z romantyzmu przy wschodzie słońca z kubkiem gorącej kawy w dłoniach.