Relacja z XXXIII zlotu
PRPI
Na zlocie pojawiłam się po raz piętnasty. Na
sam początek, żadna rewelacja. Kilkanaście tipi, pole namiotowe i trzeba
sie zabierac za rozbijanie własnego tipi. Nie było wcale tak cieżko... Na
sam początek kilka osób zaproponowało nam pomoc. Wybrali nam tyczki,
okorowali i pomogi ustawic trójnóg. Ogólnie fajnie. Kilka dni wcześniej
przez nieliczne tipi, które staly w obozie, przeszło tornado, powalajac
niektóre z nich. niektóre osoby ucierpiały, jednak bez wiekszych przeszkód
dalej bawily się na zlocie. Gdzieś popołudniu pogoda pogorszyła się
wiec otwarcie zlotu przesunięto na dzień nastepny.
Dzień otwarcia był wspaniały. Wielu tancerzy, turystów i zlotowiczów.
Wszystko odbywało sie na arenie. Tego nie da się zapomniec. Pióra,
kolorowe stroje i bebny...
Przy głównym ogniu strażnicy uwijali się jak mrówki, rąbiac drewno i
wyznaczając warty. Prawie każdego wieczoru przy centralnym ogniu odbywały
sie śpiewy w wykonaniu członkiń TDK oraz kilku innych osób w tym kilku
strażników. Bęben wodny i flażolet często gosciły i akompaniowały
wszystkim.
Mimo tak krótkiego zlotu (miom skromnym zdaniem powienien on trwac dwa
tygodnie) bardzo wiele sie nauczyłam. Do nowych umiejętności moge zliczyc
paciorowanie, wiedzę na temat lakotów, strzelanie z łuku, śpiew i
taniec.
Na zlocie odbywało się mmnóstwo imprez. Pow-wow, spotkanie warszawiaków,
budowanie długiego domu, bieg apacki, koncetry gitarowe i nie tyko gitarowe
a także pokaz połykaczy ognia i wile innych...
XXXIII zlot Prpi był wspaniałym przeżyciem. Poznałam mnóstwo nowych
ludzi. Niektórzy byli na zlocie po raz pierwszy. Wraz z kolejnym rokiem
coraz bardziej wciagam sie w to wszystko. Coraz wiecej się uczę i to nie
tylko ze względu innych. Przedewszytkim robie to dla siebie.
Mam ogromną nadzije, że XXXIV zlot będzie równie dobry jak poprzednie.
Czajnik