Postawcie znicz w Biskupinie...

 

Piszę, bo jestem zbulwersowana. Piszę, bo jestem zawstydzona. Piszę, bo nagle odkryłam drugą prawdę o sobie – Europejce, cywilizowanej, wykształconej, kulturalnej i wrażliwej. Nic z tego. Europejką już dłużej być nie chcę, cywilizowaną – owszem, ale inaczej, a wykształcenie, tzw.kultura i wrażliwość okazały się niewystarczające, by uświadomić sobie mocno wcześniej coś, co dla Indian było i jest oczywiste bez nauk, refleksji, konferencji naukowych i wymądrzania się – że kości moich przodków są święte i nienaruszalne.

Pewno wydaje się Wam, że dalej będzie o znanym wszem i wobec (a jeśli nie to zapraszam do sieci) człowieku z Kennewick. Nie będzie. Będzie o nas.

Pod koniec września 2004 los rzucił mnie na X Festyn Archeologiczny do Biskupina. Poza niewątpliwymi atrakcjami w postaci występów zespołu Huuska Luta, szkockich dudziarzy, tancerzy irlandzkich i wszelkich innych pokazów, była też wystawa stała – przecież Biskupin to w końcu muzeum. A na wystawie szkielet 35-letniej kobiety w gablocie. Zaiste, zapłakać się chciało nad Jej losem, gdy wyrostki Ją pozdrawiały “siemano”, dzieci się Jej bały, a dorosłych stać było tylko na snucie przypuszczeń w rodzaju skąd wiadomo, że to kobieta, albo jak obliczono Jej wiek. Nikt - a stałam tam w celach badawczych dłuższy czas – nie zreflektował się, że oto patrzy na zmarłego Człowieka, może swojego przodka, może jakąś daleką pra pra babkę. Co prawda nagą i bezimienną, ale godną szacunku takiego samego jak twoi zmarli dziadkowie, rodzice, bracia i siostry. Chciałbyś Ich kiedyś widzieć leżących w gablocie, z numerem namaźganym na czaszce pisakiem i podpisem “materiał szkieletowy z grobu XX wiek”?

Poczyniwszy tak nieciekawe spostrzeżenia na temat stosunku Polaków do świętych kości przodków zadałam sobie pytanie co w tej kwestii mają do powiedzenia archeologowie i polskie prawodawstwo. A także dlaczego nas, przeciętnych Słowian, ta sprawa tak mało obchodzi.

Kwestię eksploracji cmentarzysk reguluje “Ustawa o ochronie dóbr kultury” z 11.01.1994 z późniejszymi modyfikacjami, która zezwala na badanie pochówków bez większych ograniczeń do końca XV w., jeśli są to pochówki anonimowe, a zazwyczaj są. Jeśli grób jest grobem jednostkowym, położonym poza cmentarzem, nie powiązany z osadnictwem, czyli jest to pochówek “bez kontekstu”, a tym bardziej jeśli stan zachowania wskazuje na czasy nowożytne – szczątkami musi zainteresować się prokurator. Zdarza się, że jest on jedyną zainteresowaną osobą, bo lokalny wójt na pytanie archeologa co można zrobić ze szczątkami po badaniach odpowiada “a co mnie to obchodzi”, a nawet lokalny proboszcz pyta kto zapłaci za miejsce na cmentarzu, w przypadku ponownego godnego pochowania wykopanych szczątków! Umęczone kości zostają więc zakopane w ziemi lub lądują w kartonach zdeponowane w magazynach muzeów archeologicznych. Czy ktoś wpadnie na to, by 1 listopada postawić przy nich chociaż świeczkę?

Dla Indian amerykańskich, Aborygenów z Australii, czy ortodoksyjnych Żydów z Izraela, żadne szczątki nie są anonimowe ani tez nie stanowią zabytków, obiektów badań dla dobra nauki. Są ich Przodkami. Ich przykład, a także ostry sprzeciw stosowany wobec badaczy naruszających ich świętość, skłonił Europejczyków do zmodyfikowania swojej postawy. Czy bez Indian itd. nie było to możliwe? Czy nie było to możliwe wcześniej? Jaką skazę nosimy w naszym stosunku do Zmarłych, że nie budzi się w nas żadna refleksja?

Przed II wojną światową w Wielkopolsce trwała intensywna kampania propagandowa prowadzona przez prof. Kostrzewskiego (archeologa) odkrywającego liczne słowiańskie cmentarzyska prahistoryczne na rzecz udowodnienia polskości tych ziem (przeciwko twierdzeniom badaczy niemieckich). Także wtedy brakło w ludziach refleksji “tu leżą moi przodkowie, to nasze święte miejsca”. Sami archeolodzy zadają sobie takie pytania organizując konferencje naukowe na temat etyki w archeologii i... nie znajdują jednoznacznych odpowiedzi. Dziwią się nawet, dlaczego archeolog nie musi pytać społeczeństwa o zdanie, gdy chce odkopać grób i że nikt nie zwraca mu uwagi, gdy to uczyni. Bardziej napiętnowane są “hieny cmentarne” kradnące kwiaty i znicze z grobów niż ludzie wyciągający z tych grobów Zmarłych.

Ponadto, dla Naukowca w gruncie rzeczy ważniejsze jest umiejscowienie grobu i jego orientacja, obrzędy pogrzebowe, ułożenie ciała, dary grobowe niż sam “materiał szkieletowy” (że posłużę się nomenklaturą z wystawy “Cystersi łekneńscy” trwającej - jesienią 2004 - w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu). Tymczasem to właśnie ów "materiał" powinien być najważniejszy dla Człowieka. A tym bardziej dla cywilizowanego Europejczyka. Ale skoro sprawa rozbija się o pieniądze, to jeszcze długo nie będzie dla Polaka...

Zdarza się i zdarzać się będzie, że z powodu braku środków na większy wykop przecina się Zmarłego na pół odsłaniając tułów, a głowę zostawiając obok, nieodsłoniętą. Zabiera się więc ów tułów do badań lub “na magazyn”, a głowa czeka w ziemi na następny sezon... Horror. Także z braku środków nie eksponuje się w muzeach kopii szkieletów, co technicznie jest proste, acz kosztowne.

Zmienianie aż nazbyt liberalnego prawa lub czekanie na lepsze finansowe czasy zabierze wieki. Powszechna zmiana wrażliwości i poszanowania dla naszych Przodków też. Postawmy więc chociaż znicz przed drzwiami najbliższego miejsca zmagazynowania naszych Pradziadów, zmówmy modlitwę albo zaintonujmy pieśń, bo to możemy zrobić od ręki. Chyba, że będzie nam to nadal obojętne...

Trzy Bobry (jesień 2004)

 

Na podstawie:

- Ustawy o ochronie dóbr kultury [obecnie obowiązuje Ustawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami z 17.09.2003 (ze zmianami) - Cień]

- materiałów konferencji “Etyka w archeologii” (UAM Poznań 2000)

- badań własnych