Uciec od schematów...


Droga Pani Ewo,


Dziękuję za sympatyczny list. Mam jednak wrażenie, że obiekcje w nim wyrażone niezupełnie odnoszą się do mnie i zastanawiam się, czy Pani uważnie mój list przeczytała.


W liście tym napisałam, że argumenty polskich indianistów dotyczące przebierania się oraz wyrobu i sprzedaży „indiańskich” artykułów są przekonujące i że je przyjmuję. Pani uważa za słuszne przypomnieć mi je, co sprawia wrażenie usprawiedliwiania się na zapas. A ponieważ już o tym mowa, dorzucę, że sposób promowania indiańskiej kultury preferowany przez wielu członków PRPI nie jest tym, który ja preferuję. Osobiście wolałabym, aby na polskim rynku ukazywało się dużo więcej książek o indiańskich narodach napisanych przez historyków i etnografów, wyjaśniających istotę indiańskich kultur, ich różnorodność, ich odrębność w stosunku do naszej, pozwalających w końcu zrozumieć ogrom zniszczenia dokonanego w czasie podboju, bo ono właśnie leży u bazy problemów dzisiejszych Indian i uwarunkowuje ich do nas podejście. Ponieważ wydawanie na szerszą skalę takich książek jest z wielu względów problematyczne, uważam, że zjawiskiem nie do przecenienia w Polsce jest „Tawacin”. Mam też wielką nadzieję, że edukacyjne działania polskich grup folklorystycznych są rzeczywiście, jak Pani pisze, „inteligentne, rozumne i poparte wiedzą”.


Obawiam się, iż zdanie, w którym mówię, że „ciągle jeszcze nie potrafimy traktować Indian jak ludzi rozumnych, kierujących się własnymi racjami”, zrozumiała Pani opacznie. Po pierwsze, nie odnosiłam tej uwagi jedynie do polskich indianistów, więc chyba nie można mówić, że tworzę jakieś stereotypy. Po drugie, robi Pani dokładnie to, przeciw czemu w tym zdaniu protestuję, mianowicie Indian XIX-wiecznych przeciwstawia Pani ludziom rozumnym! Właśnie cały problem polega na tym, że przez całe wieki przedstawiano Indian nie jako ludzi rozumnych, kierujących się własnymi racjami i posiadających własną godność, ale w sposób niemiłosiernie schematyczny. Kiedy Indianin przestawał być barbarzyńcą, stawał się szlachetnym dzikusem, kiedy uznano, że nie jest zwierzęciem, widziano w nim istotą irracjonalną, niezdolną do myślenia, kiedy nie traktowano go jak demona, stawał się zagubioną, łagodną owieczką. Albo dawał się oswoić i pogłaskać, albo pokazywał kły. Dzisiaj sytuacja się zmieniła, ale ciągle zdarza się nam (czytaj: Europejczykom, Amerykanom, a nie od razu polskim indianistom) widzieć w Indianach stereotypy, maskotki, dekorację, a nie ludzi z krwi i kości. Błąka się jeszcze przekonanie o „świecie kolorowych Indian”, ciągle żywy jest przesąd o Indianach - ignorantach i nieudacznikach, w który zaczynają wierzyć sami młodzi Indianie, co nie łagodzi ich problemów. Dziś jeszcze, kiedy zrywamy z obrazem „czerwonoskórych dżentelmenów”, oskarżamy ich o „kwintesencję nieludzkiego okrucieństwa”. Wróg, czy przyjaciel, Indianin nie może uciec od schematów. I raz jeszcze przegrywa. Indianin nie jest zabawką, co słusznie podkreślają polscy indianiści. A ponieważ jest i zawsze był człowiekiem odpowiedzialnym i rozumnym, ma prawo do swoich sądów i do swojej wizji świata, ma prawo nie zgadzać się z nami i mieć swoje zdanie o naszych dobrych intencjach i naszym sposobie promowania jego kultury.


Pozdrawiam serdecznie.

Zofia Kozimor