SESJA POPULARNO-NAUKOWA

"Indianie i indianiści"

Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie

18. 01. 03 - sobota


Wspomnienia po (i przy okazji) Sesji


Czekamy na Wasze przemyślenia...


"Indiańska Babcia" Stefiania Antoniewicz


Faktyczny program Sesji

Organizator Sesji - Arek Kilanowski

Relacja Bluewinda
List od "P."
Odpowiedz Stasi
Odpowiedz Yegman
Odpowiedz Alex
Odpowiedz Adamowi
List od Beaty

Warszawa, 23. stycznia 2003

Witam Cię bardzo serdecznie.

Jest już po Sesji... Naszło mnie kilka refleksji, którymi mógłbym się z Tobą podzielić. Chodzi o PSPI (między innymi).

Byłem na Sesji. Widziałem slajdy z poprzednich Zlotów. Słyszałem, jak wszyscy (którzy tam byli) cieszyli się wspominając "stare, dobre czasy".

Zostało powiedziane, że pierwsze (wcześniejsze zloty) były bardziej kameralne itd. Podniosły się głosy, że "wtedy/tak było lepiej", że zmiany, które przyszły (a z nimi nowi ludzie) są ogólnie mówiąc do dupy.

Istnieje tendencja do zamykania się grupek "starych" zlotowiczów i izolacja nowych osób (coś takiego też padło z czyichś ust).

Wiem. Łączą Was wspólne przeżycia, pierwsze zloty, ich organizacja – często bardziej spontaniczna od tej dzisiejszej- (wiem, że to było coś pięknego) – wielu z Was pamięta okres, kiedy żyła Babcia. Stanowicie jedność.

Niestety to wszystko nie było mi dane. Nie mogłem być na zlotach, tych starych i dobrych. Nie znałem Babci. Znam to wszystko z opowiadań i zdjęć.

Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile bym dał, by móc tam z Wami wszędzie być. Z Wami się śmiać, z Wami się smucić, przeżywać błoto "Florydy", patrzeć na tamto piękne, ciemno-niebieskie niebo, jakże inne niż to dzisiejsze. Wiecie? Nawet poczułem klimat tamtych Zlotów, ich ducha.

Tym się różnią pewnie te zloty od tych sprzed lat. Tylko dlaczego nie chcecie wprowadzać tamtego Ducha do dzisiejszej działalności PR(S)PI?

Gdy tak słuchałem krótkich wspominek pomyslałem, że czas znów mnie oszukał.

To nie moja wina, że żyję dopiero teraz. To nie ja sprawiłem, że mój pierwszy Zlot był dla niektórych 26-tym.

Przepraszam, że wchodzę do Waszego świata, ale przez chwilę myślałem, że jest to także mój świat. Może się myliłem. Może nie pasują one do siebie, choć tyle w nim Waszego świata.

Nikt nawet nie chce spróbować. Nie podejmuje wysiłku, by zmierzyć się z Wyzwaniami.

Skoro Wy nie macie siły, spróbuje sam. I kiedyś przyjdę do was. Pokażę Wam, że dokonałem tego co Wy zaczęliście i się poddaliście będąc tak blisko. Może wtedy docenicie siłę płynącą z naszych młodszych serc.

Mogę być jednym z Was, ale możemy także kroczyć obok siebie nie widząc się w ogóle.

Do Was należy wybór. My się dostosujemy.

To wszystko co chciałem powiedzieć.

P.

Jesli mam byc szczera, to przez chwilke mialam troszke podobne odczucia - zwlaszcza w sobote, kiedy mialam takie wrazenie, ze czesc z obecnych pewnie znam (czy z tej listy, czy z innych internetowych/listownych kontaktow), ale jakos zabraklo mi odwagi podchodzic do wszystkich po kolei i pytac: "hej, a jak sie wlasciwie nazywasz? Bo moze sie znamy?"

Na zlotowych slajdach tez mi troszke zabraklo malego przedstawiania "who is who" na zdjeciach, ale moze nie odczulam tego tak tragicznie jak Autor listu, bo wystarczaly mi anegdotki puszczane przez Zlotowiczow - nawet bez glebszej znajomosci tematu byl fajny klimat :o)

Z tym zamykaniem sie, ja mysle, ze nikt sie specjalnie nie zamykal - to logiczne, ze znajomi zbijaja sie w kupke, ale z drugiej strony nikt nie stal z kalasznikowem i nie zabranial sie do takiej kupki przylaczyc :o)

Ja tam pare ciekawych osob poznalam i wrazenia mam pozytywne :o))

Pozdrawiam cieplo

Stasia



Chyba cofam się, bo coraz więcej rzeczy mnie zaskakuje i czytając ten list szeroko otwierałam oczy ze zdumienia. A w moim wieku już nie powinnam.
Też byłam na sesji i słyszałam jak dużo ludzi wspominało "stare, dobre czasy". Ja nie wspominałam. Przyczyna jest bardzo prozaiczna - nie istniałam w "starych, dobrych czasach". Nie słyszałam natomiast, aby ktoś powiedział, że teraz jest źle czy gorzej.
Powiem ci coś, P. Ja jestem z tych nowych. Kiedy pojechałam na mój pierwszy Zlot, nikt nie czekał na mnie z otwartymi ramionami a znałam tylko Bluewinda i widziałam raz Cienia. Nie zbyt wielkie doświadczenie, prawda? Patrzyłam, jak ludzie padają sobie w ramiona, mówią "hej hej, jak dobrze cię widzieć" i takie tam.
Czy jestem tu potrzebna? Pytałam siebie wdychając zapach pociętych drzew. Komu jestem tu potrzebna, przecież nikt nie cieszy się na mój widok, nikt nie mówi mi tych słów, które mówi się na powitanie dawno nie widzianych znajomych. Jestem potrzebna sobie. Sobie i dzieciom. Nie masz dzieci? To problem. Krok po kroczku, dzień po dniu poznawałam ludzi. Nie wszystkich od razu. Nie zaprzyjaźniłam się z nikim. Przyjaźnie czy głębsze relacje powstały dużo później. Właściwie powstają dopiero teraz.
Lubię ludzi i na sesji zaczepiałam każdego, kogo się dało. Wierz mi, z większością tych, z którymi rozmawiałam, rozmawiałam po raz pierwszy. Nie było mi wcale łatwo podejść do eleganckiego Darka Pohla i zagadać. W dodatku pomyliłam jego imię. Z bardzo małą grupką łączą mnie jakieś wspólne przeżycia.
Czy ja mogę stanowić jedność? Ja??? Ja mogę cieszyć się tylko TYM dniem albo płakać. Najbardziej stabilną, niezmienną rzeczą w życiu są zmiany, a ja nie mam mocy cofnięcia czasu, aby wprowadzić tamtego ducha. Nie sądzę, by ktoś posiadał taką moc.
Kto ci dał prawo oceniać czy czas cię oszukał czy nie? Nie wiesz, co przyniesie ci twoja przyszłość. Mój pierwszy Zlot był dla niektórych 25-tym. Prawda, że różnica nie jest zbyt duża? Wiesz, P, gdybym czekała aż ktoś zechce podejść do mnie i pogadać, to pewnie do dziś stałabym w kąteczku. To ja wyszłam do ludzi a potem ludzie wyszli do mnie. Nie nałożono mi na głowę wieńca i nie wniesiono w lektyce. Właściwie, to zastanawiam się dlaczego nikt do tej pory tego nie zrobił. Może dobrze by było, żebyś w przerwie na wymienianie tego, co ci się od świata należy, spróbował coś dać, tak dla odmiany. Może choćby dlatego, że świat był pierwszy. Fajnie by było, gdybyś uświadomił sobie fakt, że młode serca też się starzeją a głowy pełne ideałów rozbijają się raz po raz na murach bezwładu tych, którym nie zależy. Może wtedy przestałbyś oceniać innych. Och, ja wiem, że to łatwe, znacznie łatwiejsze niż pozwolenie ludziom i sobie na wybudowanie relacji.
Lubię cię P i chętnie spotykam, ale nie będę biegała za tobą i prosiła, żebyś może ze mną porozmawiał. Nie przypominam sobie, żebyś powiedział do mnie, "Potworze, chcę pogadać", nie dostałam emaila od ciebie, chociaż mój adres nie jest zastrzeżony dla TYCH WYBRANYCH, jest na sieci i każdy może zastukać. Widziałeś na Konferencji moją córkę? Ona nie czekała, aż ktoś przyjdzie z nią pogadać. Widziałeś Santusę, córkę Louisa? Człowieku, ona ma dopiero siedem lat.

Czyj jest wybór??? P, na kogo chcesz zrzucić odpowiedzialność za siebie?

Wybór jest również twój. Pamiętaj, że od ciebie też zależy czy będziemy jednością, czy przejdziemy przez życie nie wiedząc o swoim istnieniu.
To wszystko. Mogę powiedzieć ci więcej, jeśli masz odwagę stanąć ze mną twarzą w twarz.
Z miłością,

Yegman



To bylo bardzo ladne...
Szczerze - czuje sie tak, jakby to bylo tez o mnie... Pamietam swoj pierwszy Zlot i to, ze przepraszalam iz on jest pierwszy - a dla mnie tylko XXII...
Ale pamietam tez, jak nie zostalam przyjeta do zamknietej grupki przez Pewnego Bardzo Waznego Indianiste i jak szybko "dzieki" niemu doszlam do wniosku, ze indianisci to Towarzystwo Wzajemnej Adoracji... [...]
To nie byl dla mnie dobry Zlot. Ale tez nie calkiem zly - poznalam tez tam pare osob, ktore szanuje i bardzo cenie.
Ale nie poddalam sie przeciez.

Najbardziej paradoksalne jest to, ze Bardzo Wazny Indianista tych czasow nie pamieta - i obecnie zdaje sie byc starym, dobrym znajomym...
A ja tak bardzo chcialam wtedy, zeby mi pomogl skontaktowac sie z ludzmi z PSPI. Ale to juz przeszlosc.
No i prosze.
Nikogo o pomoc nie prosilam i pisze do Ciebie, a Very Important Person lubie - ale jeszcze pamietam...

Przepraszam, że wchodzę do Waszego świata, ale przez chwilę myślałem, że jest to także mój świat. Może się myliłem. Może nie pasują one do siebie, choć tyle w nim Waszego świata. Tak wlasnie myslalam dawno temu (?) w Uniejowie i na nastepnych Zlotach... Chyba w zeszlym roku mialam szczescie???

Skoro Wy nie macie siły, spróbuje sam. I kiedyś przyjdę do was. Pokażę Wam, że dokonałem tego co Wy zaczęliście i się poddaliście będąc tak blisko. Może wtedy docenicie siłę płynącą z naszych młodszych serc. No, no!!! ;))

Mogę być jednym z Was, ale możemy także kroczyć obok siebie nie widząc się w ogóle.Czy wiesz,ze ja wlasnie tak sie przez wiele lat czulam??? Pomimo tego, ze przyjezdzalam na Zloty ze znajomymi weteranami - tyle, ze ja mialam inna idee na Zlot... Na pewno nie - faktoria... I tu znowu pojawial sie znajomy VIP - i inny VIP i... nic...
Raczej czulam wielka samotnosc i, w pewnym sensie, rozpacz i brak sensu istnienia mnie na Zlocie i istnienia ZLotu...
Bo jesli Zlot to MY - to dlaczego sa grupki??? Dlaczego wlasnie kroczymy obok siebie, a nie RAZEM??? Czym wiec jest PRPI???

A teraz: jestem szczesliwa bo jestem z Wami. Ale mamy kolejne szeregi, ktore maja podobne problemy...


Ja mam na to rade... Zadnych V.I.P. na Zlocie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


To na tyle - dzisiaj...

Na temat...

Pozdrawiam serdecznie.

Alex

Indianska Babcia.
Najpierw wizyta na cmentarzu,przejmujacy zapach dymu z szalwii w mrozny poranek..Czy to mozliwe ,ze Wielki Duch otaczal swoimi ramionami kilka osob stojacych przy Jej grobie ?
Wspomnienia o Babci tych,ktorzy Ja znali,bardzo cieple i wzruszajace.
A potem sesja.Rozne tematy.Nie bylo zbyt wiele czasu na dyskusje,a szkoda.
Na koniec pierwszego dnia wystep tancerzy Huu-ska-luta porwal wielu a wsrod nich i mnie do tanca.
Potem spotkania,dyskusje w mniejszych gronach,duzo smiechu ,ale tego dobrego.
Nazajutrz Cien przedstawil blaski/te dawne/ i "cienie"/raczej te dzisiejsze/ a jednak naszego/moge chyba tak mowic?!/Ruchu.
Okazalo sie ,ze mozna takze interesujaco mowic nie tylko o malowniczych Indianach rownin,ale tez o Oneidach,Delawarach czy problemach Indian tej drugiej,"gorszej" Ameryki z poludnia.
I tego dnia nie bylo zbyt duzo czasu na dyskusje .Znowu szkoda.
Calosc okraszona kilkoma pieknymi piesniami Zrodelka.
I film,z ktorego dwiedzialem sie min. jak wstawia sie szyby w igloo i ile osob moze zmiescic sie w malej lodzi.
Mysle,ze kazdy z nas,ktorzy tam byli znalazl cos ciekawego dla siebie.To byl dobrze spedzony czas.
A nad wszystkim,tak mi sie wydawalo,czuwal dobry Duch.
Duch Indianskiej Babci.

Adam

Witajcie,
Upłynęło już trochę czasu od sesji. Postanowiłam jednak opisać swoje wrażenia.
Na sesji "Indianie i indianiści" byłam przez część soboty, jako osoba nie zainteresowana w sposób szczególny tą problematyką. Ot znalazłam ogłoszenie w gazecie i zjawiłam się na imprezie, która wydała mi się ciekawa. I nie zawiodłam się. Organizacja była na medal. Jako osoba nie za bardzo orientująca się w szczegółach dot. kultury Indian największe wrażenie zrobił na mnie oczywiście występ tancerzy. Taki pokaz nie często można zobaczyć. Minusem były jednak zapowiedzi. Mało można było usłyszeć, gdyż prowadzący dyszał w trzymany przy ustach mikrofon. Zwłaszcza nic nie można było zrozumieć, gdy padały jakieś nazwy własne. Co widzieliśmy tego się można było tylko domyślać. Z tego co z kolei można było zrozumieć, dowiedziałam się o jakiś konfliktach w ruchu, jakiś strojarzach, udawadnianiu czegoś etc. A o co chodzi ? Kto jest tym strojarzem bo ja nie rozumiem ?, o jakie konflikty chodzi ? Z tego co przeczytałam w gazecie - występ był dla każdego chętnego, a nie tylko dla grupki fanów. Może prowadzący występ nie pomyślał, że na sali znajdują się osoby, które nie rozumieją tych aluzji, a przyszły dowiedzieć się czegoś o kulturze, której nie znają. Warto by było, by w przerwie między tańcami ktoś (na przykład któraś z kobiet, które nie tańczyły tak intensywnie) spokojnie i rzeczowo opowiadał co widzieliśmy i co zobaczymy. Ale efekt wizualny i tak był niesamowity. Szkoda, że u nas w Warszawie nie ma takich tancerzy ! Świetnym pomysłem była także bardzo ciekawa wystawa rękodzieła i zdjęć Indian towarzysząca imprezie.

Beata

Czekamy na Wasze przemyślenia....